_______________________________________________________________________
                                            ___
             __  ___  ___    _  ___   ____ |  _|  _   _  _  ___
            / _||   ||   |  | ||   | |_   || |_  | \ | || ||   |
           / /  | | || | |  | || | |   / / |  _| |  \| || || | |
         _/ /   |  _|| | | _| ||   \  / /_ | |_  | |\  || ||   |
        |__/    |_|  |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_|
                          |___|
_______________________________________________________________________

     Piatek, 7.01.1994.       ISSN 1067-4020                 nr 94
_______________________________________________________________________

W numerze:

        Kostek Malczyk - LASKA, czyli Panie na sianie
      Tomasz Lubienski - Zaczac od siebie
           Jurek Dydak - Nie tolerowac nietolerancji (list do redakcji)
          Tom Davis,
    Jurek Karczmarczuk - Kacik kulinarny
_______________________________________________________________________


Kostek Malczyk 


                             LASKA

                             czyli     

                        PANIE NA SIANIE
                        =============== 


Na miedzynarodowym zjezdzie Bezpartyjnego Zwiazku Inteligentnych Kobiet 
(B.Z.I.K.) zauwazylismy trzy godne naszego odnotowania wypowiedzi. 
Wszystkie trzy mialy miejsce w pierwszym dniu obrad, toczacych sie pod 
haslem: Lansujemy Akcje Spektakularne Kobiet Agresywnych (L.A.S.K.A.). 
Przytoczymy je po dokonaniu koniecznych skrotow redakcyjnych.  

Pierwsza przemawiala, z racji powszechnego uznania w swiecie okazywanego 
dla jej kraju,
 
              PRZEDSTAWICIELKA JELCYLANDU DOLNEGO,

panstwa dzisiaj w pelni niepodleglego, a ktore jeszcze rok czy dwa lata 
temu bylo tylko czescia skladowa Imperium Kapuscinskiego.

- Nie musze chyba szanownemu gremium przypominac - rozpoczela swoja 
wypowiedz zazywna i nie mniej urocza dama - iz pierwsza prawdziwa kolebka 
ruchow wyzwolenczych kobiet byla wlasnie moja ojczyzna. 
Chcialabym zaczac od czasow pradawnych, kiedy to juz nasze przodkinie 
przodowaly w przemieszczaniu przywilejow spolecznych.(...) 

Ot, chocby przywilej analfabetyzmu, ktorym do dnia nawet dzisiejszego 
ciesza sie znaczne czesci spoleczenstw wielu jeszcze krajow. Oryginalnie 
byl on nadany tylko meskiej - muziki - czesci spoleczenstwa. Dzieki 
staraniom kobiet zostal on jednak rozciagniety i na damska czesc 
narodu.(...) 

Albo znow prawo przywiazania do ziemi, muzikom tylko poczatkowo nadane, 
rowniez kobietom wkrotce przyslugiwac zaczelo, po interwencjach naszych 
odwaznych prababc. Nawet udalo im sie poszerzyc to prawo znacznie, 
poprzez dodanie klauzuli, kobiet tylko dotyczacej, o Gastronomicznej 
Autonomii Rodzicielek Niezaleznych i Kobiet Integrowanych (G.A.R.N.K.I.). 
Klauzula ta obowiazuje do dzis, rozprzestrzeniwszy sie w miedzyczasie, 
choc nie az w tak powszechnej jak u nas formie, tez i w innych krajach. 
(...) 

Wspomne jeszcze o naszej carycy Jebatierinie, ktora polozyla wczesne 
podwaliny pod ten stan rownouprawnienia kobiet, jaki dzisiaj mamy. To od 
tamtych czasow datuje sie pierwsze odwrocenie rol: kiedys za dobrym 
wladca stala madra kobieta, zadawalajac sie i wladca i, w wolnych 
chwilach, rzadzeniem. Za Jebatieriny zas medrzec stanu zakonnego o 
nazwisku Raspustnik musial sie zaczac zajmowac i rzadzeniem i 
zadawalaniem, stojac juz, albo lezac, w cieniu wladczyni. Tak rozpoczal 
sie, prosze szanownych pan, proces rewolucyjny, ktory ostatecznie 
doprowadzil do pelnego zrownania kobiet, i to wszelkich stanow, z 
muzikami, muzikow z chlopami, a chlopow z ziemia. 

Kulminacyjnym punktem tego procesu bylo, jak wszyscy pamietamy, 10-cio 
dniowe wstrzasanie swiatem przez slynna czerwona szajke Reid/Beatty, 
Feliks Dzierzymordzki i Zinowiew/Kosinski. Wszystko wedlug scenariusza 
Warrena Beatty, ktory zreszta umarl na suchoty zaraz po napisaniu slynnej 
ksiazki dla Johna Reida. 

Tu tylko dodam, ze dopiero teraz obalilismy ponad trzyczwartowieczny mit 
niejakiego Lenona. Jemu to bowiem nieslusznie przypisano, w ramach 
znanego wszystkim kultu jednostki, wyimaginowane, i wylaczne na dodatek, 
ojcowstwo owej 10-dniowej rewolucji. Podobno slynna jego piosenka 
"Imagine" tak wszystkich w blad wprowadzila. W kazdym badz razie 
doslownie kilka dni czy tygodni temu polozylismy temu absurdowi 
historycznemu kres, zamykajac mauzoleum Ojca Zwycieskiej Rewolucji. Po 
prostu Prawda musiala zatriumfowac: jesli to bylo zwyciestwo, to zgodnie 
z definicja powinno miec nie jednego, a wielu ojcow. A ze znow kleska
jest zawsze stuprocentowa sierota, Lenon jako murowany samozwanczy
ojciec musial jak niepyszny opuscic mauzoleum. No ale to na marginesie,
wrocmy znow do tematu.
   
Po rewolucji, za czasow budowy Swietlanego Ustroju, kobiety nasze smialo 
siegnely po pelne rownouprawnienie. To co bylo przywilejami meskimi: 
chodzenie za plugiem, pozniej jazda na traktorze, darmowe bilety w jedna 
strone do kurortow w Syberii i wiele, wiele innych typowo meskich 
udogodnien, w koncu i nam przypadlo w udziale.(...) 

I dzisiaj kobiety nasze, mozna powiedziec, steruja juz calym zyciem 
narodu. No bo mezczyzni bez reszty oddali sie nowym i zupelnie jalowym 
rozrywkom takim jak glasnost i pierestrojka, a pozniej doszly do tego 
jeszcze pucze. My zas, posiadajac klauzule G.A.R.N.K.I. i ustawiwszy sie 
strategicznie tam gdzie toczy sie zycie spoleczne, tj. w kolejkach, 
decydujemy juz absolutnie o wszystkim. Poczynajac od decyzji na codzien: 
co lapac dzis, sol, musztarde czy ocet, a konczac na planach 
strategicznych przeobrazania spoleczenstwa bezmiesnego w wyzsza formacje 
spoleczna, wstepnie nazwana jelcjalizmem surrealnym (...)

Na koniec wreszcie chce wspomniec o pierwszej kobiecie w kosmosie, ktorej 
imie czczone jest na swiecie podczas uroczystych obchodow Valentine Day. 
To ona dowiodla, i to poza wszelka watpliwosc, iz nieprawdziwe jest 
twierdzenie: gdzie diabel nie moze, tam babe posle. Bo przeciez diabel 
mogl, jako ze od dawna tam mieszkal, wiec tak naprawde nikogo nigdzie nie 
musial posylac, bo i po co? Valentine zatem sama siebie wystrzelila w 
kosmos, wlasnie w ogole nie wiedzac po co i wcale tym sobie glowy nie 
zawracajac. Tym samym niezbicie dowiodla naszej rownosci z calym 
gatunkiem meskim, wlacznie z dwuroznym mieszkancem mrocznych przestworzy. 
Albowiem tak jak diabel nie wiedzial po co, przebrawszy sie za weza z 
racji Haloween, jablko wciskal kobiecie, jak Gorby nie zastanawial sie, w 
jakim celu dorosli mezczyzni maja sie zabawiac w jakies pierestrojki, tak 
i nasza bohaterska kosmonautka dokonala owego historycznego lotu 
kosmicznego calkowicie bez najmniejszego w tym celu. I to byl pierwszy 
spektakularny wyczyn kobiety w swiecie, ktory na rowni z wieloma 
dotychczasowymi podobnymi, bo bezsensownymi, czynami mezczyzn, absolutnie 
niczego nikomu nie przyniosl. A to oznaczalo jedno: my kobiety tez 
potrafimy, podobnie jak np. samce trutnie, nie tylko w przestworzach 
bujac, ale na dodatek i korzysci nikomu zadnych nie przynosic.

Wypowiedz obywatelki Jelcylandu Dolnego zostala nagrodzona dlugotrwalymi 
i burzliwymi oklaskami. Kiedy na sali obrad wreszcie zapanowal jaki taki 
spokoj, do mownicy podeszla postawna i prawie z europejska juz 
wygladajaca

            REPREZENTANTKA LECHISTANU CIEMNOGRODZKIEGO

panstwa tez stosunkowo mlodego, bo uksztaltowanego w epoce poludowcowej.

- Z naszych postaci historycznych - rozpoczela swoja przemowe pani z 
Lechistanu - ktore mozna tu wymienic, wybralam tylko dwie. Pierwsza byla 
niejaka Janda, ktora wypada tu wspomniec chocby tylko z tej racji, ze 
zasluzyla sie dla naszego ruchu na wiele wiekow przed jakimikolwiek 
objawami ruchow lasko-wyzwolenczych w kraju mojej przedmowczyni (...) 

Nie chodzi mi wcale o to, iz Janda nie chciala Krzyzaka. Zreszta ten fakt 
historyczny jest ostatnio akurat kwestionowany, np. w traktacie naukowym 
"O Krzyzaku co nie chcial Jandy". Autorem traktatu jest znany histeryk 
Lech Baczek, a moze Leszek Zuk, ciagle mi sie myli co i kiedy podlega 
zdrobnieniu: stadium poczwarne czy tez forma dojrzala szkodnika. No ale 
mniejsza o spory histerykow. Dla naszego ruchu i jego rozwoju najwieksze 
znaczenie mialo to, CO Janda uczynila w ostatecznym rozrachunku, a nie 
DLACZEGO to zrobila. Bo w tej wszechogarniajacej nas pogoni za 
przyczynami zjawisk zapominamy czesto najpierw zapytac siebie: a o jakiez 
to zjawisko niby chodzi? 

Najwymowniejszym tego przykladem moze byc tak zwane obalenie komuny. Tak 
zesmy dlugo i namietnie analizowali powody upadku tej najwyzszej formy 
rozwoju spolecznego, az w koncu sie okazalo, ze nie tylko iz komuna wcale 
nie zostala obalona. Ona po prostu nigdy nie istniala! Wykazali to 
ostatnio wyborcy Lechistanu Ciemnogrodzkiego, glosujac na komuchow, 
ktorzy uparcie twierdza iz takowymi nigdy nie byli. Wczesniej zas jeszcze 
nasi wi-lennicy zmudzcy przeprosili swoich komuchow i przywrocili ich do 
wladzy, jednoczesnie usilnie i skutecznie wszystkich przekonujac, ze 
komuchami zadnymi to oni nigdy nie byli. Nawiasem mowiac ta akurat 
duchowa jednosc naszych dwoch wspanialych narodow moze oddalic na 
nastepne przynajmniej pol wieku jeszcze jeden marsz Lechitow na wschod by 
odebrac co nasze, po Dziadku zreszta. No, ale to temat na inna okazje, 
godny poruszania w skansenach emigracyjnych.  

Wracajac zas do Jandy: spektakularnosc jej akcji polegala na owym slynnym 
skoku do rzeki Bzdury. Tak, tak, do Bzdury wlasnie, a nie do zadnej Wisty. 
Bo Wiste zalozyl, w celach ubezpieczeniowych, dopiero senator Baranczak, 
zaraz po napisaniu eseju o Roku Nieustajacej Satysfakcji. Niedlugo po 
zalozeniu jednak sam spowodowal upadek Wisty, a wiec nie moze tu byc mowy 
o czyims wpadnieciu do niej.

A skoczyla Janda do Bzdury jeszcze przed Przesluchaniem, jak to 
udokumentowal rezyser Jedrzej Wanda. Czyli - skoczyla bez potrzeby, za 
wczesnie. I to ten skok bez celu najmniejszego zrownal ja bezspornie, na 
dlugo przed innymi a swiatowymi naszymi poprzedniczkami, z rodem meskim. 
Mogl bowiem Jankiel, Zyd co prawda, ale mimo to chlop chyba, przygrywac 
bez celu szlachcie na cymbalach. Mogl Natenczas Wojski chwytac za rog, 
zupelnie bez zadnej nadziei na jakikolwiek skutek swojej akcji. No to 
wolno bylo i Jandzie kopnac sie bez sensu w Bzdure, tym bardziej ze 
wyprzedzala obu wymienionych panow o ladne kilka wiekow. Nie mowiac juz o 
tym, ze i spektakularnosc jej czynu dokladnie o glowe, ze uzyje tu 
przenosni, przewyzszala wspomniane akcje meskie.

Druga historyczna juz dzisiaj postacia, o ktorej chcialabym powiedziec, 
jest slynna Cnocka Panna, jedyna z reszta w swoim rodzaju w moim kraju. I 
choc jest ona juz historia, to jednak do zywych legend wciaz nalezy (...)  

Spektakularnosc wyczynu Cnockiej nie polegala wcale na tym, jak to moze 
komus by sie moglo wydawac, ze znizyla sie ona do roli przewodzenia, 
przez rok nieomal, gabinetowi cieni Lechistanu. Ostatecznie jeszcze przed 
nia inne nasze siostry w historii swiata musialy, z braku laku czy raczej 
kleju w glowach meskich, ponizac sie do stawania na czele czyli przed 
roznymi gabinetami. Nawet przed calkowicie meskimi, lub stojacymi w 
cieniu nadwladcow i wodzusiow narodu, jak w jej przypadku. 

Czym zatem zaslynela Cnocka? Otoz tym, ze z pelnym wyrachowaniem, wrecz z 
precyzja dotad mezczyznom tylko w tej materii przypisywana, doprowadzila 
do upadku swojego gabinetu. Czynem tym przelamala meski monopol dotad 
wszechwladnie panujacy w dziedzinie bezmyslnego pozbywania sie wladzy. 

Produktem jakby ubocznym tego precyzyjnego dzialania naszej bohaterki 
bylo to, o czym juz wspomnialam wczesniej. Czyli odkrycie, w wyniku 
wyborow, ktore nastapily po upadku gabinetu Cnockiej, iz zjawisko komuny, 
czy tez jej upadku, nigdy nie mialy miejsca. Sam ten fakt powinien juz 
wystarczyc by zapewnic Pannie Cnockiej trwale miejsce w panteonie zywych 
legend naszych czasow. 

Legendy te zas beda pieczolowicie pielegnowane przez moje rodaczki, o 
czym chce dzisiaj po raz pierwszy oglosic wszem, wobec i kazdemu z 
osobna. A wiec, poczynajac od swiat Bozego Narodzenia, w prywatnej 
telewizji pani Bogubilly Wander-Zalmy, w programie pt. Panie na Sianie - 
tu wyrazne odniesienie do stolu wigilijnego, z tradycyjnym sianem pod 
obrusem - bedziemy przedstawiac tylko i wylacznie osiagniecia naszej 
plci!  

Wypowiedz, a szczegolnie dlugo oczekiwana zapowiedz pierwszego w swiecie 
ambitnego programu telewizyjnego przeznaczonego wylacznie dla plci 
ozdobnej, zostala nagrodzona rzesistymi i dlugotrwalymi oklaskami 
zebranych. 

Kiedy do mikrofonu zblizyla sie nastepna mowczyni, zamierajace juz owacje 
wybuchly ze zdwojona sila. Okazalo sie bowiem, ze 

                    REFERENTKA  BANANADY  POLNOCNEJ

to nikt inny tylko sama Bim Bumble, madonna tych lat. Poznano zas ja po 
konserwatywnym stroju: wieszak, na wieszaku toga sedziowska, obok togi 
Bim, zwyczajna bo w naturze. Listek tylko nie figowy a klonowy, bo gdzie 
by tam na polnocy szukac drzew poludniowych.  

Kilkakrotnie probowala przekrzyczec nieustajace owacje, ale dopiero jej 
slynne zawolanie: czujcie sie przytuleni! odnioslo jakis skutek.

- Bede mowic o sobie i tylko o sobie - rozpoczela ostro pani Bumble, 
wywolujac znowu burze, na szczescie krotkotrwala, oklaskow. - Ale taka 
juz jestem: co z piersi, to i z bioder, im szybciej tym lepiej. Poniewaz 
jestem szybka we wszystkim - nawet nadano mi z tej racji przydomek 
Bim-Bum-Thank-You-Ma'm - postanowilam sama opowiedziec wam o moim 
spektakularnym wyczynie. Im krocej to bowiem potrwa, tym efekt na 
sluchaczu bedzie lepszy.

Otoz na poczatku tego roku zostalam podstepnie namowiona do ratowania 
upadajacej partii Wstecznych Postepowcow. Chodzilo jak zwykle o to, ze 
tylko kobieta, szczegolnie samotna i tak atrakcyjna jak ja, mogla te 
partie uchronic od calkowitej zaglady, po 9-ciu latach dyktatury 
serbo-irlandzkiej. Ze niby wszyscy mezczyzni nic tylko by marzyli o 
bliskosci ze mna, o przytulaniu sie do mnie, jako ze licznych doswiadczen 
swoich w tej dziedzinie nigdy nie ukrywalam. I zaczeliby glosowac na mnie 
i na nie mniej upadla partie. 

Podstep zas polegal na tym, ze w zamian za moja zgode na przywodztwo 
partii mialam otrzymac od jednego z jej czlonkow, handlarza samochodow 
uzywanych - pelno ich w tej partii - honde rocznik 83. Czyli auto z 
doswiadczeniem politycznym wiekszym od mojego o cale 5 lat. Bo ja 
jezdzilam, i do dzis jezdze, honda 88. Kiedy jednak zostalam, zgodnie z 
kontraktem, przywodczynia partii oraz pierwsza kobieta-premierem kraju, 
obiecana honda okazala sie rocznikiem 85!

Wtedy to powiedzialam sobie: niedoczekanie wasze, ja wam jeszcze pokaze. 
I pokazalam, w dniu wyborow: dzieki moim absolutnie bezmyslnym 
posunieciom w kampanii wyborczej cala partia Wstecznych Postepowcow, na 
czele ze mna, zostala zmieciona z politycznej mapy Bananady prosto do 
smietnika historii. Tego przede mna nie dokonal nikt, zaden mezczyzna! Ja 
wiec nie dorownywalam plci uzytkowej, ja ja przewyzszalam! I w ten 
wyborczy wieczor, w mowie pozegnalnej do partyjnych bankrutow, 
wypowiedzialam pamietne, do dzisiaj przez wszystkich powtarzane slowa: ja 
wciaz mam swoja honde, a wy czujcie sie przeze mnie przytuleni.

Od klatwy tej Wsteczni Postepowcy nie uwolnia sie wyrzucajac mnie, jak to 
uczynili akurat, z partii. Moze ich wywiazanie sie z umowy samochodowej 
ze mna by tu cos zmienilo, ale poprzeczke doswiadczeniowa podnosze o 5 
lat: honda 78 tym razem, i to przed, a nie po przerwaniu stosunku 
kontraktowego ze mna (...)   



Wyboru wypowiedzi oraz skrotow redakcyjnych dokonal

                                                  Kostek Malczyk


Od autora:

Jestem zmuszony przypomniec Czytelnikom nasza maksyme: jesli poglady 
jakies sa gloszone na naszych lamach - czego unikamy jak ognia - my ich 
wcale nie musimy podzielac czy tez sie do nich przyznawac. Tekst powyzszy 
zdaje sie dowodzic calkowitego bezpogladowia, polaczonego z bloga 
bezmyslnoscia piszacego. Stan ten wlasciwy jest okresowi swiatecznemu, w 
zwiazku z czym i Wam wszystkim, Drodzy Czytelnicy, go zycze zarowno na 
swieta jak i na caly Nowy Rok. Do zobaczenia pod stolem, tfu, chcialem 
powiedziec, przy zlobie, tfu, na sianie wigilijnym! 

[Mysle wiec, ze ze wzgledu na charakterystyczne wlasnosci okresu
 swiatecznego Kostek wybaczy poslizg, ktory spowodowal opoznienie,
 ktore zmusza nas do odczekania do tego siana w nastepnym roku. J.K-uk]

_______________________________________________________________________

Tomasz Lubienski

[Tygodnik Powszechny" 16/1993, skroty red. "Spojrzen" niezaznaczone.]



Elity: dwuznaczne powolanie

                         ZACZAC OD SIEBIE (CZ. I)
                         ========================

Czego potrzebujemy duchowo, aby usmierzyc, rozbroic pretensje i wrogosci 
narodowe, spoleczne, ktorymi podminowana jest czesc Europy? Odpowiada 
sie na to pieknymi slowkami o codziennej wyobrazni, nieustepliwej 
edukacji, pielegnowaniu dobrej woli. A kto moglby odegrac tu szczegolna 
role? Albo prosciej: kto moglby pomoc w takim dziele, no, kto? Wiadomo: 
panowie inteligencja, intelektualisci, trudno nawet rozdzielic ich na 
dwie kategorie. Od tych ostatnich jednak przyjelo sie najwiecej 
oczekiwac. I wymagac. Dla wygody, dla skrotu, nazwijmy ich z francuska 
"intello". Zastanawiaja sie, co krazy w powietrzu nad Europa: glownie 
humanisci z profesji, czasem artysta, przedstawiciel scislej nauki. Ale 
uczony szczelnie zamkniety w swojej ciasnej specjalnosci, ktory nie 
zwraca wiekszej uwagi na swiat dookola, nie bedzie nalezal do tej 
konfraterni, ani pisarz-samorodek, ktoremu za kosmos wystarcza wlasne 
zycie. Jezeli przyjmiemy, ze "intello" powinien myslec i dzialac na 
rzecz poprawy naszego swiata.

                           Rozgoryczeni intello

"Intello" (odtad juz bez cudzyslowu), po polsku w kazdym razie to slowo
brzmi wdziecznie, trudno by sie w nim dosluchac jakiegos
przedrzezniania. Co podkreslam usilnie, bo intello sa wybitnie
obrazliwi. Otoz dosc powszechnie poobrazali sie na swoje srodkowo-
wschodnie europejskie spoleczenstwa. Czemu? A ze ich nie sluchaja,
jakby sie nalezalo. I to prawda, ze spoleczenstwo w niejednym zawiodlo
oczekiwania intello, rowniez swoje wlasne. Rzeczywiscie mozna bez trudu
znalezc wokol powody do zgorszenia, obawy, wstretu, a przeciez
mowilismy! straszylismy! Intello maja racje, tylko ze ta ich publiczna
ideowa obraza przybiera prywatny, osobisty charakterek.

Kiedy robi sie niedobrze, powiadaja: uzywa sie nas do pomocy. A jesli 
(pozornie, pozornie), brak powodow do alarmu - krytykuje sie, obsmiewa. 
I zapomina, przedwczesnie. Z niepokojem obywatelskim, nie pozbawionym 
jednak ironicznej satysfakcji, intello punktuja chroniczne dolegliwosci, 
ofensywne choroby lekkomyslnego spoleczenstwa. Spoleczenstwu, ktoremu 
zachcialo sie bogacic na gwalt, nie ogladajac sie na imponderabilia, to 
znaczy rowniez na specjalistow od imponderabiliow. Ktore ponadto 
wykazuje przemozny pociag do kultury masowej tworzac sobie jakies 
hierarchie wedlug wlasnego, raczej niestety prostackiego gustu, nie 
konsultujac sie z autorytetami, ktore *wiedza lepiej*. Myslac, ze jak 
juz sie rozsypal zly ustroj, zawalilo imperium klamstwa (przy okazji 
intello pozwalaja sobie przypomniec wlasna ideologie i zaslugi), to 
wszystko sie automatycznie samo wyreguluje.

Wypada, aby intello ochlonawszy z wscieklosci, spokojnie sie nad nia, ta 
swoja wsciekloscia zastanowili. Co moze pomogloby sie im samym 
samookreslic. Jaka role chcieliby sobie przypisac dzisiaj? Do czego 
uwazaja sie powolani? A jeszcze wczesniej nie zaszkodzilby inteligentny 
rachunek sumienia. Kogo, jak kogo, ale wlasnie intello, powinno stac na 
przyjrzenie sie wlasnej ideologii.

Wczoraj jeszcze uzyteczna w wolnosciowych potyczkach i kampaniach, dzis 
nabiera ona barw kombatanckich. Oczywiscie intello, ktorzy w swoim 
czasie sprzeciwili sie wladzy, a juz na pewno nie ci pierwsi, wybitnie 
wowczas osamotnieni, nie czynili tego z prestizowego wyrachowania. Nie 
mogliby nawet: nikt naprawde nie potrafil wymyslic tak predkiego i w 
sumie jak dotad - na szczescie - wzglednie pokojowego krachu uzbrojonej 
po zeby utopii. Nie ryzykowali wiec dla kariery; niektorzy, ewentualnie, 
ale to juz znacznie pozniej, dla kariery towarzyskiej. Dzis jednak 
niejeden podlicza straty: stracone lata, nie odbyte podroze, ksiazki 
niedostepne w swoim czasie, a potem przeciez spoznione. Uskarza sie na 
los, jak gdyby los podobny nie byl udzialem adwokatow, inzynierow, 
wlasciwie kazdego, kto placil za niezaleznosc. W tym podliczaniu 
przeszlosci jest placzliwosc i pretensja, jedno z drugim uczucia 
negatywne, przykre dla otoczenia, niezdrowe rowniez dla ich nosiciela. 
Ale intello wsciekli sa szczegolnie, bo czuja sie ofiarami wlasnego 
zwyciestwa. Sami tego chcieli, a teraz nie bardzo im sie to zwyciestwo 
podoba. Trudno sie pogodzic (w praktyce, nie w zasadzie) z surowymi 
prawami demokracji, w mysl ktorych glos pijaka, ciemniaka i prymitywa 
wazy w urnie wyborczej tyle samo, co glos zasluzonego artysty albo 
dynamicznego czlonka miedzynarodowej rady programowej 
interdyscyplinarnego instytutu naukowego. No trudno, na szczescie
intello malo sie zadaja z marginesem fizycznym czy umyslowym. Rowniez
ekonomicznie czyli klasowo dystans wydaje sie odpowiednio bezpieczny.
Nie do konca jednak, skoro rosna w sile i znaczenie owi prywatierzy z
"Diatryby". To za ich sprawa chwieje sie i sypie mit, jakoby pieniadze
mialy malo wspolnego z elegancja, ze ksiazka nie jest absolutnie
towarem, ze intello naleza sie stale oklaski przechodzace od czasu do
czasu w owacje, polaczone ze specjalnym dozywotnim uklonem - moze w
rodzaju przedwojennego czapkowania. A poniewaz w samej rzeczy nowa
rzeczywistosc okazuje sie wobec tych mitow brutalna, bija pod niebiosa
krzyki o nadciagajacej kluturalnej apokalipsie.

                           Prozna sluzba

Pisze Gombrowicz w "Dziennikach" po otrzymaniu jakiejs nagrody czy
stypendium (w kazdym razie chodzilo o 10 tys. dolarow w latach
60-tych), ze taka sume zarabia biznesmen na sredniej transakcji. Pisze
autoironicznie, ale do tego trzeba byc Gombrowiczem. A takze, co tez
nielatwo, godzic sie na swiat, ktorym co prawda rzadzi pieniadz, ale
pieniadz nie jest sam w sobie jakas demoniczna, wstretna i pozadana
zarazem materia, skoro mozna sie nim rozmaicie poslugiwac. A do tego
Gombrowicz, prawdziwy arystokrata ducha, umial sie przyzwyczaic
biedujac w dalekiej Argentynie.

Przykre jest postepujace zubozenie inteligencji, ale nawet ci intello,
ktorzy przestali jezdzic tramwajem czesto cierpia ambicjonalnie. Ci
nawet, ktorzy moga sie pocieszyc nowymi prestizowymi wizytowkami. Skoro
wiec pretensja do swiata nie wynika wprost z przyziemnych pobudek, i
nie da sie tak latwo uciszyc pieniedzmi ani posada, winni intello, bez
zadnych wstepnych warunkow, magicznym gestem Anteusza dotknac ziemi.
Tzn. przypomniec sobie, ze w dalszym ciagu, jak zwykle, maja sluzyc
spoleczenstwu. Nasz swiat srodkowo-europejski nie stanal przeciez na
glowie, przeciwnie, wraca do rownowagi. A wiec sluzba, *sluzba* -
piekne slowo, zdolne zaspokoic proznosc. Wyrafinowana proznosc, ktora
pomagala opierac sie strachom i pokusom zniewalajacego rezimu, a teraz
sa pewne klopoty z jej zaspokojeniem. Lecz w dalszym ciagu nie ma sie
co jej wstydzic, czy wypierac; poki nie laczy sie z pycha i pogarda.
Intello maja ostrzej niz inni przeczuwac zagrozenia, dlatego lepiej ich
slychac; co przeciez nie znaczy, ze naprawde dotkliwiej doswiadcza ich
glod, chlod czy strach. Oni tylko wiecej o tym mowia, co po prostu
nalezy do obowiazkow, jakie im powierzono.

Obowiazki, sluzba, te slowa brzmia surowo, ale dla intello sa naprawde
wygodne. Trapia go przeciez watpliwosci co do sensu swojego powolania.
I ta zaleznosc od publicznosci, do ktorej sie zwraca, ktora o tym
sensie decyduje. Ktorej sie schlebia, ktora sie chloszcze, ktorej sie
potakuje. Ktora oklaskuje, wygwizduje, czasem lubi byc pokrzepiona,
czasem jak w sztuce Petera Handke zwymyslana do suchej nitki.
Pocieszenie, wymyslanie: intello w swojej sluzbie swiadcza rozmaite
uslugi. Podobnie jak w sztuce nie ma tu ani recepty na sukces, ani
emerytury: nie ma tez, bardzo czesto, tworczej przyjemnosci, kiedy
chodzi o powtarzanie tego samego oczywistego.


                Przeszle grzechy i przeszle zaslugi
                

Ale nie! Nie, doprawdy, nie powinni intello srodkowo-europejscy
narzekac, bo, na dobre i zle, wybitnie odznaczyli sie w historii
najnowszej. Na zle: znacznie przylozyli rece i glowy do adaptacji
narzuconego systemu. Na zamowienie czy rozkaz ktorego, manipulujac po
kuglarsku klamstwem i polprawda, mocno zakrecili ludziom w glowie. Nie
tylko zaslugi niektorych w tej mierze, rowniez tzw. historyczna
madrosc, czyli pogodzenie sie z rzeczywistoscia, byly mile widziane i
zupelnie przyzwoicie wynagradzane. Potem przyszlo (na dobre)
odpracowywac grzechy wlasne i kolegow, nawrocenie intello rozegralo sie
w wyzszej sferze spoleczno-ustrojowej. Inaczej byloby niezauwazalne, a
wiec nie istniejace. A wtedy niebezpieczniejsze, bo wladza chetniej
dawala po glowie (czasem w przenosni, czasem doslownie) ludziom ogolnie
nieznanym. Intello dawano szanse skruchy i poprawy. Tak, byli wazni,
zarazem szykanowani i kupowani, kokietowani i straszeni. Spojono bowiem
nowa wyzsza sfere, uzupelniona tu i owdzie przedstawicielami starszej
inteligencji, feudalna zasada przywileju. W latach stalinowskich
nietrudno bylo przywileje utracic, z nimi wolnosc, czasem zycie. Potem
jednak represjami zajely sie glownie instytucje o lagodniejszym, mozna
by powiedziec prawno-kulturalnym charakterze jak cenzura czy biuro
paszportowe. Policja polityczna korzystala z dorobku poprzednich lat.
Wszyscy pamietali, co potrafi, wystarczalo wiec na ogol, ze
przypominala o swym istnieniu zlosliwie zatruwajac zycie i toczac z
intello intelektualne pojedynki, ktore zreszta nierzadko wygrywala.

Bywa, ze wladza oparta na przemocy, niby nie zagrozona, ale powoli
slabnaca, robi sie troche sentymentalna: wciaz ktos okazuje jej
niewdziecznosc, chetnie bierze ale jak najmniej w zamian gotow jest
dac, dochodzi do tego, ze odmawia wspolpracy i wreszcie demonstracyjnie
nie klania sie na ulicy. A przeciez wczesniej, jak kazda dyktatura,
dyktatura proletariatu rowniez potrzebowala artystow czy intello dla
uzasadnienia swojego panowania, dla poprawiajacej samopoczucie
dekoracji, wreszcie przez snobistyczna slabosc do lepszego
towarzystwa. Zarazem dla praktycznej przydatnosci intello w procesie
reform: nasi wladcy nie czytali Tocqueville'a, ale bez niego domyslali
sie, ze liberalizacja jest delikatnym momentem w zyciu kazdego mocnego
rezimu.

Nawet jezeli tzw. wlascicieli WRL czy PRL uznamy, z dzisiejszej
perspektywy, za rzadcow prowincji imperium, to przeciez im takze
nieobce byly ludzkie tesknoty, aby swoja wlasnosc lepiej urzadzic. Jak?
Pytano intello obdarzajac ich ograniczonym zaufaniem. Ci zreszta przed
dluzszy czas chetnie, obszernie, dykretnie podpowiadali, deklarujac
rownie ograniczona, jak mialo sie z czasem okazac, lojalnosc wobec
niewzruszonych podstaw ustroju. Taki byl zreszta warunek dyskusji,
potem sporu, ktory intello prowadzili z wladza, niechby nawet w imieniu
spoleczenstwa, bo wladza, choc ludowa, dosc gladko, po cichu rzecz
jasna, przestawala sie upierac, ze to ona wlasnie lud reprezentuje. Dla
niej przeciez wygodniejsza byla rozmowa z przedstwicielami
spoleczenstwa niz z samym wscieklym spoleczenstwem. Wiadomo, ze lepiej
sie nawet poklocic, ale w kameralnym gronie, z kulturalnymi ludzmi:
elita i establishment potrafia sie czasem wbrew pozorom dogadywac.

Decyzje glowne wladza ludowa i tak podejmowala w swoim scislym
kierownictwie, konsultujac sie jeszcze ewentualnie z wielkim bratnim
sojusznikiem, natomiast widoczna gre polityczna starano sie w miare
moznosci przeniesc na scene intelektualna, artystyczna, a wiec dla
wybranej z natury rzeczy publicznosci. I wlasnie intello, artysci,
stawali sie glownymi protagonistami tej sceny. Roznica miedzy twardymi
i elastycznymi, liberalami i zamordystami objawiala sie w
interpretacji, a co za nia szlo - puszczeniu albo zatrzymaniu artykulu,
opowiadania czy wiersza. Wolnosci obywatelskiej bylo tak malo, ze
prawdziwym jej triumfem mogly stac sie przedstawienia teatralne, gdzie
smigla aluzja wymykala sie brudnym cenzorskim lapom. Walka o wolnosc
toczyla sie rowniez w kolektywnym sumieniu wladzy; fizycznie biorac w
gabinetach pierwszych osob w panstwie, kiedy podejmowaly decyzje o
wydaniu ksiazki czy paszportu.

A jesli wladza zaparla sie w swoim uporze, ziemia sie trzesla, rzeki
wzbieraly od miedzynarodowego oburzenia. Wreszcie ustepowano, troche
dla swietego spokoju, a tak naprawde - aby pozytywna decyzja
paszportowa (czy ksiazkowa) po tych wszystkich trudach nabrala wagi
symbolicznej. Dobrych intencji aktualnego kierownictwa, ktore
liberalizuje co sie da przeciw twardoglowej opozycji.


                                      [dokonczenie nastapi]
_______________________________________________________________________

Jurek Dydak 

 
[Autor: Jurek Dydak jest forma przejsciowa miedzy Polakiem a Amerykaninem.
 Wychowany, ku jego satysfakcji, na Wydziale Matematyki Uniwersytetu
 Warszawskiego (1969-1982) przebywa w USA od Stanu Wojennego.
 Aktualnie jest profesorem matematyki na University of Tennessee. J.D.]

                    NIE TOLEROWAC NIETOLERANCJI !
                    ===========================

Z zainteresowaniem przegladnalem wymiane pogladow na temat tolerancji w
kilku ostatnich "Spojrzeniach". Wydaje mi sie, ze dyskusja ta ma
charakter zbyt ogolny, a dyskutanci usiluja zdefiniowac pojecie
tolerancji bez zadnego kontekstu. To, ze zbyt duza ogolnosc prowadzi do
paradoksow jak w tytule mej wypowiedzi jest dobrze znany z logiki (nie
istnieje zbior wszystkich zbiorow) lub klasycznej filozofii.  Postaram
sie zademonstrowac, jak podejsc do zagadnienia tolerancji uzywajac
prostych schematow z teorii gier/cybernetyki/systemow.

Zakladam, ze rzeczywistosc polega na wzajemnym odddzialywaniu na siebie
obiektow (osob, zwierzat, instytucji, narodow). Potocznie wyraza sie
to stwierdzajac, ze czlowiek jest suma swoich doswiadczen. Na ogol
takie oddzialywanie ma wieloraki charakter (odbywa sie na wielu torach)
i poszczegolne tory moga byc pozytywne badz negatywne dla danego
obiektu. Jezeli odczuwam jakis aspekt mojego oddzialywania X z obiektem
Y jako negatywny, to powstaje kwestia podjecia decyzji: Czy tolerowac
X, czy tez starac sie zmienic? Stwierdzam wiec, ze rozwazanie
tolerancji ma sens tylko wtedy, gdy precyzuje sie przynajmniej dwa
obiekty i przynajmniej jeden obieg ich oddzialywania. Odpowiedz na
pytanie, czy tolerowac jest wiec czysto subiektywna, chociaz mozna
stwierdzac, ze statystycznie Polacy toleruja np. palenie w ich
obecnosci. Osobiscie nie popieram palenia w mojej obecnosci, gdyz ma
negatywny wplyw na moje samopoczucie/zdrowie. Podjecie decyzji o
tolerowaniu palenia zalezy od moich pozostalych powiazan z osoba
palaca. Na przyklad, jestem sklonny tolerowac palaczy w jednej z
nastepujacych okolicznosci:

a. maja umysl Einsteina,
b. wreczaja mi czek w wysokosci 1000 dolarow,
c. sa pokryci tatuazem.

Zaznaczam, ze nie glosze ogolnych stwierdzen typu "Palenie jest
szkodliwe", gdyz jest ono zbyt ogolne i znam osoby, dla ktorych palenie
jest pozyteczne.

Ogolna Zasada Tolerancji: Tolerowac, gdy nietolerancja prowadzi do
pogorszenia sytuacji.

Czytelnicy Biblii zapewne wiedza, ze Izraelici (lub Judaici lub Zydzi)
namietnie wyznawali zasade "Oko za oko zab za zab". Wydaje sie,
ze nawet teraz jest to stosowane przez rzad Izraela (nie znam innej
instytucji, ktora by tak czesto te zasade cytowala). Natomiast Jezus
Chrystus dokonal podstawowego odkrycia (nadstaw drugi policzek), ze
czasami mozna rozwiazac konflikt przez pierwszy krok pokojowy natomiast
krok wrogi moze prowadzic do zniszczenia obiektu, ktory ten krok robi.
Poniewaz przynosi to dobre efekty (tzn. lepsze niz tylko nawolywanie do
odwetu), wiec zasada ta podniesiona zostala do rangi podstawowej cnoty
chrzescijanskiej. Tymczasem jest to po prostu cecha dobrego polityka by
wiedziec kiedy polozyc kres eskalacji wrogich posuniec. Prosze zwrocic
uwage, ze Dziesiec Przykazan to glownie lista aktow gwarantujacych, w
czasach biblijnych i nawet pozniej, dlugotrwale wojny klanowe, ktore
dopiero milosc Romea i Julii moze przerwac.

W praktyce oskarzenia o nietolerancje oznaczaja brak zrozumienia drugiej
strony: glownie wystepuje to, gdy nie widac szkod materialnych
(a zatem sa to szkody wylacznie psychiczne) wynikajacych z tolerancji.
Szacowanie szkod materialnych jest powszechnie rozumiane, natomiast
dopiero od niedawna sady amerykanskie staraja sie nadac wieksza
range szkodom psychicznym.

Postarajmy sie uzyc wspolczesnego przykladu: Fundamentalisci religijni
w USA sa nietolerancyjni wobec homoseksualistow, gdyz nabyli
wszechstronna wiedze na temat Sodomy i Gomory. Slowo "homoseksualizm"
wywoluje u nich pewne skojarzenia, ktore nie sa pozytywne dla ich
samopoczucia. Natomiast homoseksualisci uwazaja, ze cokolwiek robia za
zamknietymi drzwiami, jest ich wlasna sprawa i nie powinno nikogo
obchodzic. Nawolujac fundamentalistow religijnych do tolerancji wobec
homoseksualistow, staramy sie oslodzic ich bol przez podkreslenie, ze
nadstawianie drugiego policzka jest cnota chrzescijanska. Osobiscie
nie widze wyraznego postepu w tym konflikcie, a ostatnio dotyka on sfer
materialnych - bardzo czesto jedyna metoda uzyskania ubezpieczenia
zdrowotnego dla homoseksualisty jest bycie wspolmalzonkiem osoby, ktora
takowe posiada (inaczej firmy ubezpieczeniowe odmawiaja, bojac sie
wysokich kosztow leczenia AIDS). Stad proby rozszerzenia pojecia
rodziny i caly galimatias.

Wydaje mi sie, ze artykul p. Legutki o tolerancji jest po prostu
odbiciem faktu, ze w spoleczenstwach chrzescijanskich nadstawianie
drugiego policzka (tolerancja) jest rozumiane w sposob bardzo abstrakcyjny,
co wykorzystuja rozne autorytety (Kosciol, Rzad) dla rozwiazania
(tzn. odsuniecia w czasie) aktualnych problemow spolecznych. 
Jest to szczegolnie widoczne w Polsce, a w USA pojawa sie okresowo
i jest zwiazane glownie z partia demokratyczna.

Pozostawiam Szanownemu Czytelnikowi decyzje, czy tolerowac moje
poglady, czy tez nie. Polecam Ogolna Zasade Tolerancji (patrz wyzej)
zwlaszcza tym, ktorzy sie z tym listem nie zgadzaja. Przechodzimy tutaj
do zagadnienia tolerancji cudzych pogladow. Proponuje Panstwu
przeprowadzenie eksperymentu socjologiczno-psychologicznego (czyli
prowokacji): jadac pociagiem ekspresowym w Polsce prosze wyrazic
przekonanie, ze Ziemia jest plaska, i byc upartym. Zaloze sie, ze
komentarze beda typu "To po to sie, k..a, Kopernik poswiecal i noce
zarywal, by ten tutaj truten takie herezje wyglaszal" i nie radze
cytowac Galileusza (czy tez Kolumba) jako tego, ktory Ziemie
ostatecznie zaokraglil, bo prowokacja sie wyda. Jezeli natomiast zbada
sie opinie publiczna w USA, to pewnie okaze sie iz 40% Amerykanow jest
za okragloscia Ziemi, 40% za plaskoscia, a reszta nie wie, gdzie zyje.
Tego typu dane sa powodem ogolnego zdumienia inteligencji polskiej nad
glupota Amerykanow. Prosze sie jednak zastanowic nad pytaniem: Czy
kiedykolwiek ksztalt Ziemi wplynal na Panstwa konkretna decyzje ?
Staralem sie wysilic moja mozgowine i nie znalazlem praktycznego
zastosowania tego b. waznego faktu. Zaznaczam, ze nie projektuje
nadajnikow radiowych lub telewizyjnych. Wydaje sie, ze w Polsce jest
stosowana logika dwuwartosciowa (prawda, nieprawda) a w USA mamy do
czynienia z logika trojwartosciowa (tak, nie, kogo to obchodzi?), gdyz
jest to koniecznosc zyciowa (nigdy nie wiadomo czy przypadkiem rozmowcy
nie konczy sie gwarancja na pistolet i trzeba go wyprobowac). Sadze, iz
logika trojwartosciowa jest nieodzowna dla tolerancji cudzych pogladow
i jest koniecznym elementem demokracji. Natomiast logika binarna jest
zrodlem tzw. polskich dowcipow w USA.

Jednym z propagatorow nauczania tolerancji w Polsce jest b. posel
Jurek, ktory to ceni kary cielesne w tym zakresie (zwiekszaja stopien
zrozumienia bliznich). Dyskusja byla burzliwa, jak to bywa miedzy
logikami binarnymi. Ciekawe, iz nikt nie szukal rozwiazan
demokratycznych. Przeciez mozna czesc szkol przemianowac i zamiast
Szkoly Podstawowej Nr.3 w Debicy, gdzie uczeszczalem, mielibysmy SP
Nr.3TB (od Tu Bija), a zamiast Liceum Ogolnoksztalcacego Nr.6 w Debicy
mielibysmy LO Nr.6TNB. Inna ciekawostka jest fakt calkowitego
pominiecia celu nauczania i metod osiagania tego celu. Niestety,
nauczanie bez przymusu jest praktycznie niemozliwe i w przypadku
uczniow przymus ekonomiczny nie wchodzi w gre, chociaz warto pomyslec.
Pozostaje wiec przymus fizyczny lub psychiczny. Musze przyznac, ze wole
umiarkowane kary cielesne jakich doznawalem w SP Nr.3, niz szykany
psychiczne stosowane w LO Nr.6 (moje uwagi dotycza lat 60-tych - nie
wiem jak te instytucje operuja dzisiaj). Jest faktem empirycznie
dowiedzionym, ze zbita pupa przyjmuje ksztalt pierwotny po kilku
dniach, natomiast skutki urazow psychicznych sa dlugotrwale. Do dzisiaj
z rozrzewnieniem wspominam mojego nauczyciela matematyki z podstawowki,
Tadeusza Tkacza. Jak go wreszcie wytracilem z rownowagi, to lapal mnie
za ucho mowiac "Dydak, ja cie naucze". I nauczyl. Natomiast prawie
wszyscy nauczyciele amerykanscy (wlaczajac moja zone), to okazy dobroci
i aktualna polityka stara sie ich jeszcze bardziej udobrocic przez
delegalizacje prawie kazdej metody presji na uczniow. Efektem tego jest
znaczy wzrost uzywania trzeciej wartosci w logice trenarnej.

Jezeli maja Panstwo watpliwosci czy tolerowac jakis bezsensowny poglad,
to byc moze warto przyjac zasade "Wszyscy mamy racje, a niektorzy maja
wieksza racje".

Na zakonczenie polecam lekture ksiazki "Cybernetyka i charakter"
Mariana Mazura dotyczacej teoretycznych podwalin psychologii. Jest
znakomita dla czytelnikow ze znajomoscia nauk scislych. Dla humanistow
polecam jakiekolwiek dzielo aktualnego nurtu psychologii amerykanskiej,
ktory (moj poglad) mozna wywnioskowac z ksiazki Mazura.


Z powazaniem,
                                                          Jurek Dydak
_______________________________________________________________________

z cyklu: Kacik Kulinarny

Dzis cos dla odmiany o winie. O calkiem normalnym winie, do picia.
Na pozor... 

                                  * * *

Tom Davis
[sciagniete z "Mozaiki", tlum. Jurek K-ek]

                                  GAMAY
                                  =====


Winami, ktore coraz bardziej zwracaja uwage zarowno konsumentow jak i
producentow [amerykanskich i kanadyjskich - J.K-ek] sa Gamay.

Gamay jest odmiana winogron uprawiana przede wszystkim w Beaujolais.
Swego czasu wina produkowane z tego gatunku byly najpopularniejszymi
winami czerwonymi na swiecie, na dlugo zanim synonimem wina czerwonego
nie stal sie dla konsumentow Cabernet (Beaujolais Nouveau odzyskuje
popularnosc, ale tego zdecydowanie przecenianego wina dyskutowac tu nie
bedziemy). W ostatnich dziesiatkach lat gust przesunal sie w strone
ciezszych, mocniejszych win spozywanych nawet na codzien; Beaujolais i
ogolnie Gamay stracily wiec na atrakcyjnosci.

Gamay sa winami nieskomplikowanymi. Sa one raczej jednowymiarowe, w
takim sensie, ze nie sa zbudowane na podstawie taninowej i nie skladaja
sie z wzajemnie na siebie nakladajacych sie warstw taninowych i
debowych. Nie fermentuje sie ich w sposob wydobywajacy ze skorek
maksimum koloru i smaku. Przede wszystkim musza wykazywac pierwotne,
jaskrawe smaki owocowe i delikatne aromaty samych winogron.

Wina Gamay powinny przede wszystkim wydzielac zapachy swiezych wisni i
truskawek, oraz bardziej delikatne zapachy kwiatowe. Idealne Gamay
jest jednorodne smakowo i przejrzyste, jak spojne swiatlo z lasera
rubinowego - inaczej niz opalizujace wina Cabernet.

Aby otrzymac dobre Gamay nie jest konieczne, a nawet jest zbedne,
dojrzewanie w beczce debowej, przedluzana fermentacja czy obnizanie
wydajnosci winnic. Winorosl Gamay jest bardzo plodna - jakosc wina nie
cierpi nawet przy wydajnosci 5 ton z akra - jego pedy sa niezwykle
szybko rosnace, co pozwala na mechanizacje prac w winnicy, oraz dobrze
znosi zarowno bardzo cieple, jak i chlodniejsze miejsca - jako ze ma
wysoka naturalna kwasowosc i szybko dojrzewa. Dla amerykanskich
producentow win, ktorych winnice usytuowane sa glownie w umiarkowanym
klimacie, Gamay moze byc i jest optymalnym wyborem winorosli dajacej
wino dobrej jakosci przy umiarkowanych kosztach produkcji.

Gamay zawdziecza wiele swych zalet specjalnemu rodzajowi fermentacji,
zwanemu maceracja dwutlenkowa. Fermentacja ta rozni sie od standardowego
procesu drozdzowego czy bakteryjnego. Podczas maceracji dwutlenkowej
nietloczone grona pozostawiane sa pod "poduszka" dwutlenku wegla i w
takich warunkach enzymy powoduja przemiane cukrow w alkohol i dwutlenek
wegla. Delikatne i lotne smaki i zapachy pozostaja przy tym w moszczu.
Technika ta produkuje rowniez bardzo niewiele tanin. Producent moze
zmieniac proporcje moszczu poddawanego fermentacji klasycznej i
maceracji, tym samym majac mozliwosc w duzym stopniu kontrolowac cechy
wina. W ubieglym roku mialem okazje probowac trzy rozne Gamay 91
pochodzace z Willamette Valley, Oregon. Byly to jedne z najlepszych
win pochodzacych w Polnocnego Zachodu, jakie mialem kiedykolwiek okazje
probowac, mimo ze zadna butelka nie kosztowala wiecej niz 10 $ i bylo
to wino przeznaczone do szybkiej konsumpcji.

Kalifornia probowala przelamac monopol Beaujolais w winach Gamay wiele
lat temu, wypuszczajac na rynek wina nieudolnie zwane "Gamay
Beaujolais" i "Napa Gamay". Oba byly zwyklymi odmianami Pinot Noir,
lekkimi, bez smaku i zapachu. Tylko grona odmiany Gamay, zwane na
Polnocnym Zachodzie "Gamay Noir" sa w stanie polaczyc wymagane cechy z
niska cena produktu.

Mam nadzieje, ze Gamay z Nowego Swiata beda kiedys w stanie osiagnac
stopien popularnosci osiagniety przez Beaujolais, gdyz potencjal i
zapotrzebowanie na dobre a niedrogie wina jest ogromny.

                                                         
                                 * * *


Jurek Karczmarczuk



                               BEAUJOLAIS
                               ==========

Jest to stara i zacna prowincja, a wlasciwie czesc starej prowincji
lyonskiej, gdzie Masyw Centralny splywa lagodnie ku rowninie Saony,
miedzy gorami Charolais i Maconnais na polnocy, a Lyonnais na poludniu.
Nalezy glownie do departamentu Rhone, gdzie tez znajduja sie dwie
historyczne stolice regionu, Beaujeu i Villefranche-sur-Saone. Beaujeu
ma teraz ok. 2000 mieszkancow, resztki dawnej swietnosci mozna zobaczyc
w muzeum, w starej zabudowie i w ruinach zamku. No i mozna sie napic.

Malo kto, nawet we Francji, wie cokolwiek na temat tej okolicy, jesli
nie mial osobistej przyjemnosci. Ale winnice, ktore dominuja glownie we
wschodniej czesci regionu (ok. 22 000 ha), rozslawily nazwe Beaujolais 
na calym swiecie y compris wielkie panstwo, ktorego nazwy nie wymienie,
aby sie nie narazic. Wlasciwie, gdy pije sie po raz pierwszy to wino, 
klasyfikowane jako poludniowy burgund, to nie za bardzo wiadomo
dlaczego. Czegos w nim brakuje, jest jakies takie skromne, chyba, ze
ktos akurat odkorkowal omszala butelke Julienas, czy specjalny rocznik
Morgon. Ale to nie dla wszystkich. Konsumentow jest bardzo wielu
(producentow zreszta tez, sa tam bardzo male winnice i ok. 10 000
vitikultorow). 

Dominuje tu szczep Gamay Noir o bialym soku. Mozna go znalezc i gdzie
indziej, w Owernii, czy w dolinie Loary, ale w odroznieniu od innych
ziem gliniasto-wapiennych Burgundii, gdzie wino zen produkowane jest
przecietne, uzywane do mieszanek stolowych, granitowe podloze Beaujolais
wyciaga z niego caly czar. (Na temat czaru Gamay amerykanskiego to juz
kto inny sie wypowiada...)

Jest to wino lekkie, Beaujolais de crus maja czasami nie wiecej niz
10.5, 11% alkoholu, choc bywa i 13-procentowy Morgon. Sprzedawane jest 
w butelkach typu burgundzkiego, niskich, o gladko zwezajacej sie szyjce. 
Podawac je nalezy schlodzone, co jak na czerwone wino jest dosc nietypowe 
(oczywiscie nie przesadzac, 10 - 12 stopni, jesli mialoby byc za zimne, 
to w ogole nie chlodzic) i stawiac na stol nie w butelkach, a w 
krysztalowych karafkach. Jesli padna nan promienie slonca, jasnoczerwone 
odblaski ukwieca nam stol i wspomoga kwiatowy aromat wina.

Przez wiele lat Beaujolais dzielilo sie na 9 crus, 9, tyle, ile Muz!
Saint-Amour, Julienas, Chenas, Moulin-a-Vent, Fleurie, Chiroubles,
Morgon, Brouilly oraz Cote de Brouilly, ale rok 1988 przyjal, w grzmocie
kieliszkow i przetaczanych beczek, nowego lokalnego szlachcica: Regnie.

Jako lekkiego burgunda, Beaujolais w zasadzie sie dlugo nie lezakuje,
nie warto. Sa wyjatki, niektore crus, w niektore lata dostaja
blogoslawienstwo specjalne i potem sa bardzo drogie (do tej pory nie
wiem, czy nie jest to kolejna gierka, aby wyciagnac wiecej pieniedzy od
snobow...) 

W kazdym razie Beaujolais pije sie na ogol mlode. Pije sie do
wszystkiego, raczej wczesniej niz pozniej. Ciezka i dluga kolacja oparta
wylacznie na lekkim burgundzie nie ma sensu. Lepiej wtedy juz sie skazac
na mroczniejsze chateauneuf-de-pape. (A ja juz w ogole wtedy wyciagam
glownie ciezkie Bordeaux, ale ja nie jestem rasowy, wiec nie wiem kiedy
grzesze...)

W kazdym razie do salatek, do lososia, do lekkich potraw drobiowych - do
czynu! A na przyklad do ludowego dania francuskiego, do golonki z
soczewica (spodziewalibyscie sie?!...) Beajolais wydaje sie
niezastapione. Pozwole sobie strescic komentarz do tego dania (ktorego
polecac tu nie bedziemy ze wzgledow patriotycznych, nasza golonka z
musztarda, czerwona kapusta i kluskami slaskimi wydaje mi sie
smakowitsza, a rownie smiertelna).

Autorzy ksiazeczki "L'Harmonie des vins et des mets" porownuja
stosowalnosc Chenas i Morgon do golonki:

"CHENAS: wino barwne, mocne, jednak bez agresywnosci, pelne niuansow, o
wiosennej woni. Kolory glebokie, bukiet kwiecisty, aromat zwiedlej rozy,
fiolka, wisni... Uderza bezposrednio i szczerze, w pieknej harmonii i
jedwabiscie. 

MORGON: wino krzepkie i szczodre, nader swiezo-owocowe (fruite') i
bardzo specjalne, gdyz, jak tu sie mawia, Morgon "morgonuje". Znaczy
sie, nabywa dojrzewajac atrybutow wielkiego Burgunda. Barwe ma gleboka,
jak rubin w cieniu. Aromat - jak dojrzaly owoc: wisnia, brzoskwinia,
morela, czarna porzeczka, czy lukrecja. Jest cielesne i czule, a moc
jego delikatnie rozpromieniona".

Jesli ktos znajdzie oryginal tej ksiazki i stwierdzi, ze tlumaczenie
jest naciagane, niech sprobuje sam. Mnie i tak zaczelo ssac w dolku,
niestety pod reka nie mam zadnej piwniczki, tylko nadpsuty automat do
kawy, w dodatku oblegany przez studentow. A ja nieszczesny nazwalem to 
wino "skromne"!...


Specyficzna jest rola mlodego Beaujolais w swietowaniu Nowego Wina we
Francji. Wlasnie sie konczy. Nie jest to zadna punktowa akcja, ale
ogolna parotygodniowa atmosfera, podczas ktorej specjalisci od wina
(znaczy sie, kilka milionow Francuzow) zwiedzaja sklepy, kupuja po
jednej, po dwie butelki, degustuja ze szczegolnym napieciem, a potem
powtarzaja operacje, aby moc dlugimi godzinami dyskutowac o walorach
tego rocznika i o tym, ze ten, czy tamten gatunek spada na psy. A
komersanci rece zacieraja i ceny podkrecaja. Tez dobry sposob na
recesje. 

Wino "primeur" nie moze byc bylejakie. Mianem tym obdarzyc mozna wina
klasyfikowane przynajmniej jako AOC lub VDQS (Appelation d'origine
controlee; Vins delimites de qualite superieure), ewentualnie tzw. Vin
de pays, ktore mozna sciagnac z bek pod warunkiem, ze ich ulotna
kwasowosc spadla ponizej 0,60 g/litr i ze uznane zostaly za godne przez
upowaznionych degustatorow. AOC "primeur" sciaga sie poczawszy od
trzeciego czwartku listopada, a konczy w styczniu. Potem, jak jakis
producent sprobuje nazwac sciagniete wino "primeur", to sie go
gilotynuje na miejscu bez sadu, taka tradycja francuska...

VDQS "primeur" leje sie od pierwszego grudnia, oficjalnej daty
zezwolenia na sprzedaz. Rozne gatunki mlodego wina znajduja sie w
handlu, ale Beaujolais (zwlaszcza Beaujolais superieur i Beaujolais-
villages) ciesza sie najwiekszym uznaniem. I ja, malopolski slazak
tez zaczalem doceniac. Po sprobowaniu paru butelek, ktore bardzo mi
smakowaly, skontaktowalem sie z zaprzyjaznionym restauratorem z
Ouistrehamu w celu utrwalenia opinii. 

A on jak sie nie skrzywi, jak nie zacznie grymasic! Guzik wszystko
warte i za drogie!

Tak, tak. Koncze ten felieton Zlota Mysla. 

Najlepszym sposobem, aby stracic przyjemnosc z zajmowania sie czyms,
jest zostac profesjonalista. Ja sobie nigdy na to nie pozwole i
oczekuje szczerze na niekonstruktywna krytyke, gdyz i to jest sensem
zycia.


                                                   Jurek Karczmarczuk   


                                * * *

Slowko od rzeczy red.nacz. Gamay jest moim ulubionym winem czerwonym, a
to glownie z tego powodu, ze jestem w stanie zazwyczaj je odroznic z
zawiazanymi oczyma od innych rodzajow typu Cabernet czy Pinot Noir. Na
swoj prywatny uzytek tlumacze to pewnym szczegolnym smako-zapachem,
ktory identyfikuje - prosze sie powstrzymac od niesmaku i nie 
zrezygnowac z Beaujolais - z zapachem palonej gumy. Dziwnym trafem smak 
ten (nie czuje sie go nosem, tylko dopiero po wzieciu napoju do ust) 
zupelnie mi nie przeszkadza, wrecz odwrotnie, natomiast pozwala na latwa
identyfikacje. Poza tym osoby majace cokolwiek wspolnego z substancjami
zapachowymi wiedza, ze zapach danej substancji niekiedy silnie zalezy od 
jej koncentracji i rozni ludzie inaczej odbieraja niektore zapachy, gdyz
maja rozne progi wrazliwosci. Nie radzilbym n.p. wachac w duzym stezeniu
niektorych syntetycznych, a nawet naturalnych substancji uzywanych do
produkcji wspaniale pachnacych wod kolonskich czy perfum!

                                                           J.K-ek

_______________________________________________________________________

Redakcja "Spojrzen": spojrz@k-vector.chem.washington.edu
Adresy redaktorow:   krzystek@u.washington.edu (Jurek Krzystek)
                     zbigniew@engin.umich.edu (Zbigniew J. Pasek)
                     karczma@univ-caen.fr (Jurek Karczmarczuk)
                     bielewcz@uwpg02.uwinnipeg.ca (Mirek Bielewicz)

Copyright (C) by Jurek Karczmarczuk 1994. Copyright dotyczy wylacznie
tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem
zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu.

Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji.

Numery archiwalne dostepne przez anonymous FTP i gopher, adres:
 (128.32.162.54), directory:
/pub/polish/publications/Spojrzenia.

____________________________koniec numeru 94___________________________