______________________________________________________________________
                                            ___
             __  ___  ___    _  ___   ____ |  _|  _   _  _  ___
            / _||   ||   |  | ||   | |_   || |_  | \ | || ||   |
           / /  | | || | |  | || | |   / / |  _| |  \| || || | |
         _/ /   |  _|| | | _| ||   \  / /_ | |_  | |\  || ||   |
        |__/    |_|  |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_|
                          |___|
_______________________________________________________________________
 
    Piatek, 2.10.1992.                                      nr 44
_______________________________________________________________________
 
W numerze:

   Zbigniew J. Pasek - Historia Polski dzien po dniu. Pazdziernik
    Adach Smiarowski - Ogloszenia nie bylo (wywiad z Jerzym Mirskim)
  Jurek Karczmarczuk - Podroz do Panstwa Srodka (dokonczenie)
       Tomek Sendyka - Tatry leza na Wschodnim Wybrzezu
 Tadeusz Chrzanowski - Polacy, Polonusy i Polusy a historia
       Pawel Penczek - Zdziwienie (list do red.)
     Slawomir Mrozek - Epilog
_______________________________________________________________________

Od red. [J.K-ek]: `Krew jego dawne bohatery, A imie jego czterdziesci 
cztery' (tym razem latwe do rozwiazania - to nasz kolejny numer). 
Dzis w rocznice upadku Powstania Warszawskiego mamy do zaoferowania 
I czesc oryginalnego wywiadu z Jerzym Mirskim, ostatnim dowodca 
"Parasola", uzyskanego specjalnie dla "Spojrzen". Pozostale artykuly, 
jak zwykle u nas, sa mieszanka roznych tematow, nie wymagajacych, 
jak sadze, osobnego wprowadzenia.

_______________________________________________________________________

Zbigniew J. Pasek

                HISTORIA POLSKI DZIEN PO DNIU - PAZDZIERNIK
                ===========================================


 1 - 1946 Ogloszenie wyroku w procesie norymberskim
     1968 Rozpoczela produkcje fabryka nart w Szaflarach

 2 - 1413 Unia horodelska potwierdza zwiazek Polski i Litwy
     1938 Wkroczenie wojsk polskich do Cieszyna za Olza
     1940 Utworzenie getta w Warszawie
     1944 Podpisanie aktu kapitulacji Powstania Warszawskiego
     1946 Zmarl Ignacy Moscicki, prezydent RP w latach 1926-1939
     1957 Likwidacja tygodnika "Po prostu"
     1965 Zmarl Oskar Lange, ekonomista (ur. 1904)
     1970 Inauguracja II programu telewizji polskiej
     1981 Otwarcie Zamku Krolewskiego w Warszawie dla
            publicznosci

 3 - 1226 Zmarl sw. Franciszek z Asyzu
     1953 Plenum KC KPZR; Nikita Chruszczow zostaje sekretarzem gen.
     1958 Premiera filmu "Popiol i diament" Andrzeja Wajdy
     1981 Zmarl Tadeusz Kotarbinski, filozof i etyk (ur. 1886)

 5 - 1939 Bitwa pod Kockiem, ostatnia w kampanii wrzesniowej
     1977 Janusz Peciak i polska druzyna zdobywaja mistrzostwo
            swiata w piecioboju nowoczesnym
     1978 Isaac Bashevis Singer otrzymuje nagrode Nobla
            w dziedzinie literatury

 7 - 1944 Dekret PKWN powoluje formacje Sluzby Bezpieczenstwa
     1952 Rejestracja analfabetow (do 14.10)
     1974 I Festiwal Filmow Fabularnych w Gdansku

 8 - 1968 Zmiana Ustawy o Szkolnictwie Wyzszym: rektorzy
            mianowani przez rzad, prawo mianowania przez rzad
            docentow - poza normalna procedura naukowa
     1974 Oficjalna wizyta E. Gierka w USA
     1982 Prezydent Reagan wycofuje klauzule najwyzszego
            uprzywilejowania dla Polski

 9 - 1779 Kazimierz Pulaski zostaje smiertelnie ranny w bitwie
            o Savannah
     1920 `Zbuntowane oddzialy' polskie pod dowodztwem gen.
            L. Zeligowskiego zajmuja Wilno i okolice
     1980 Czeslaw Milosz otrzymuje nagrode Nobla w dziedzinie
            literatury
     1977 Zmarl Zdzislaw Maklakiewicz, aktor

10 - 1794 Kleska wojsk polskich w bitwie pod Maciejowicami;
            Kosciuszko trafia do niewoli rosyjskiej
     1956 I Miedzynarodowy Festiwal Muzyki Wspolczesnej
            "Warszawska Jesien" (do 21.10)
     1964 Igrzyska Olimpijskie w Tokio (do 24.10), Polska zdobywa
            23 medale (7-6-10)
     1982 Kanonizacja ojca Maksymiliana Marii Kolbego

11 - 1969 Zmarl gen. Kazimierz Sosnkowski, Naczelny Wodz WP 1943-
            1944 (ur. 1885)
     1981 Zjazd konstytucyjny Zjednoczenia Patriotycznego "Grunwald"

12 - 1939 Dekret Hitlera o utworzeniu Generalnego Gubernatorstwa
            z czesci polskiego terytorium
     1943 Bitwa pod Lenino (do 13.10)
     1963 Marian Spychalski zostaje marszalkiem Polski

14 - 1939 Ucieczka ORP "Orzel" z Tallina
     1969 Premiera filmu "Struktura krysztalu" K. Zanussiego

15 - 1817 Zmarl Tadeusz Kosciuszko
     1939 Poczatek dzialalnosci oddzialu mjr. Henryka
            Dobrzanskiego "Hubala"
     1944 Pierwszy numer "Zycia Warszawy"
     1964 Komunikat TASS o rezygnacji Chruszczowa ze stanowiska
            sekretarza gen. KC KPZR; gensekiem zostaje Leonid Brezniew  

16 - 1813 "Bitwa Narodow" pod Lipskiem (do 19.10); kilkakrotnie
            ranny ksiaze Jozef Poniatowski ginie w Elsterze
     1943 Pierwsza publiczna egzekucja zakladnikow w Warszawie
     1945 Polska podpisuje Karte Narodow Zjednoczonych
     1976 Odsloniecie zrekonstruowanego Pomnika Grunwaldzkiego  
            w Krakowie
     1978 Kardynal Karol Wojtyla wybrany papiezem; przyjmuje imie
            Jana Pawla II

17 - 1849 W Paryzu zmarl Fryderyk Chopin
     1863 Romuald Traugutt obejmuje dyktature Powstania Styczniowego
     1944 Powolanie Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce
     1974 W Psarach k. Kielc rozpoczela prace pierwsza polska
            naziemna stacja lacznosci satelitarnej

18 - 1944 Samodzielna Brygada Spadochronowa pod dowodztwem gen.
            St. Sosabowskiego bierze udzial w operacji desantowej
            w rejonie Arnhem (do 21.10)
     1955 Powstanie Towarzystwa Lacznosci z Wychodzstwem - "Polonia"

19 - 1466 Pokoj torunski; podzial panstwa krzyzackeigo
     1956 VIII Plenum KC PZPR, przerwane nieoczekiwanym
            przybyciem delegacji KC KPZR z Chruszczowem
     1970 Premiera filmu "Rejs" Marka Piwowskiego, z licznymi
            okrojeniami przez cenzure (ok. 2/3 filmu)
     1984 Uprowadzenie i zabojstwo ks. Jerzego Popieluszki

20 - 1947 Ucieczka Stanislawa Mikolajczyka do Wielkiej Brytanii

21 - 1970 Zmarl prof. Waclaw Sierpinski

22 - 1770 Konfederacja barska oglasza akt detronizacji Stanislawa
            Augusta
     1914 Utworzenie Polskiej Organizacji Wojskowej (POW) przez
            Jozefa Pilsudskiego
     1948 Zmarl kardynal August Hlond; Stefan Wyszynski zostaje
            prymasem Polski
     1949 Premiera "Niemcow" Leona Kruczkowskiego w Teatrze
            Starym w Krakowie

24 - 1942 Zamach bombowy na "Cafe Club" w Warszawie
     1956 Wiec na placu Defilad w Warszawie, wystapienie
            Wladyslawa Gomulki

25 - 1945 Okrety podwodne "Sep", "Rys" i "Zbik", fregata "Dar
            Pomorza" wracaja do Polski
     1975 Nadany zostal tysieczny odcinek powiesci radiowej
            "Matysiakowie"

26 - 1931 Poczatek procesu brzeskiego
     1945 Utworzenie Polskiej Agencji Prasowej
     1972 Zakup licencji na samochod osobowy Fiat 126

27 - 1920 Proklamowanie Gdanska Wolnym Miastem
     1991 Wybory do Sejmu i Senatu; frekwencja 42%

28 - 1950 Wymiana pieniedzy (3 nowe zlote za 100 starych); ustawa
            o zakazie posiadania walut obcych, zlotych monet,
            zlota i platyny

29 - 1956 Zwolnienie z wiezienia kardynala Wyszynskiego
     1960 Uruchomienie produkcji w hucie aluminium w Skawinie

30 - 1941 W Warszawie na serce zmarl marszalek Edward Rydz-Smigly
     1944 Wyzwolenie miasta Breda (Holandia) przez 1 Dywizje Pancerna
     1951 Ustawa o utworzeniu Polskiej Akademii Nauk

31 - 1945 Zmarl Wincenty Witos, dzialacz ruchu ludowego, polityk
            (ur. 1874)


                                          Zbigniew J. Pasek
________________________________________________________________________

Adach Smiarowski 

                           OGLOSZENIA NIE BYLO (cz.I)
                           ==========================

48 lat temu w gruzach Warszawy dogorywalo Powstanie. Niedobitki 
powstancow przemykaly kanalami do Srodmiescia. Zblizala sie kapitulacja. 
Rodzila sie legenda.

Specjalnie dla "Spojrzen" z ostatnim dowodca batalionu "Parasol", 
Jerzym Mirskim, rozmawia Adach Smiarowski.

                                   ***                                  

Gdy wychodzilem z Warszawy, juz po powstaniu, mialem dopiero skonczone 
20 lat.

Spojrzenia: Jaki byl wiek dowodztwa "Parasola"?

Jerzy Mirski: Najmlodszy mial 16 lat, no moze mniej - nie moglem 
sprawdzic. Z wyjatkiem trzech oficerow przedwojennych, ktorych mialem w 
kompanii, najstarszy mial moze 23 lata. Mlodzi, strasznie mlodzi. Ale 
wiek to jest kwestia czasu, bo ja bylem dorosly majac pietnascie lat. To 
byl skok, bo my nie mielismy normalnej mlodosci, normalnego dojrzewania.

"Parasol" wraz z "Zoska" stanowil harcerski trzon grupy Kedywu (Komendy 
Dywersji Wielkiej przy KG AK), zwanej w powstaniu zgrupowaniem 
"Radoslaw". "Parasol" byl jedynym oddzialem liniowym, ktory walczyl we 
wszystkich czterech dzielnicach Warszawy, kolejno tak, jak szlo 
uderzenie niemieckie.

Sp: Dlaczego wlasnie "Parasol" szedl na pierwsza linie? Przeciez byl 
najcenniejszy bojowo. 

JM: Byl to w pewnym sensie przypadek. Mielismy byc w odwodzie. Bylismy 
pewnie najlepiej przeszkoleni i, jak na warunki powstancze, swietnie 
uzbrojeni. Mielismy wlasna bron i dostalismy zrzuty. Zaczelismy od Woli, 
a potem byl caly czas odwrot i mysmy ten odwrot oslaniali. 

Dowodczy trzon "Parasola" wywodzi sie z przedwojennych harcerzy (ZHP), 
ktorzy w konspiracji przyjeli nazwe Szare Szeregi. Wojskowo podlegali 
ZWZ/AK, skad otrzymywali tajne szkolenie wojskowe, ale od poczatku brali 
tez udzial w akcji czynnej. Najpierw byl maly sabotaz ("Wawer"): pisanie 
na murach, ulotki, zrywanie niemieckich flag, rzucanie gazu w kinach, 
akcje propagandowe. Ci, co przetrwali fizycznie i nerwowo i mieli co 
najmniej 16 lat, mogli wstepowac do Grup Szturmowych Szarych Szeregow 
(SS/GS), ktore podlegaly Kedywowi. Tam byla juz walka z bronia, akcje 
dywersyjne na pociagi, mosty, posterunki zandarmerii i inne obiekty 
niemieckie.

Sp: Jaki byl zasieg GSow?

JM: Grupy do zadan specjalnych byly tylko przy KG, ale akcje dywersyjne 
odbywaly sie po calej Polsce. Sam wysadzalem pociag pod Celestynowem. 
Latem 43-ego robilismy tez akcje odwetowe na wsiach osadnikow 
niemieckich.

Sp: Czy GSy zajmowaly sie likwidowaniem kapusiow i szmalcownikow?

JM: Nie, to robily grupy likwidacyjne. To bylo bardzo ostro postawione, 
ze harcerze beda wiedzieli dlaczego i kogo likwiduja. Dostawalismy 
praktycznie cale zyciorysy i robilismy wlasne rozpoznanie.

Chyba najbardziej znana akcja GSow bylo odbicie wiezniow pod Arsenalem. 
Chodzilo o odbicie Rudego (Janek Bytnar), hufcowego GSow i owczesnego 
mego dowodce. Akcja dowodzil Zoska (Tadeusz Zawadzki), harcerski 
dowodca GS. Akcja sie powiodla - odbito 25 wiezniow, w tym 
storturowanego Rudego, ktory zmarl w kilka dni pozniej. Przed smiercia 
powiedzial nam, ze Niemcy wiedza o dzialalnosci GS i maja specjalny 
wydzial antydywersyjny. W dwa miesiace pozniej GSy zastrzelily obydwoch 
kierownikow komorki antydywersyjnej w Gestapo - Schultza i Langego. 
Zaczela sie walka na ostro.

Sp: Wokol zamachow narosla legenda jeszcze w czasie okupacji. Czy to 
prawda, ze przed wykonaniem wyroku mowiliscie sakramentalna formulke?

JM: A skad, takie rzeczy to sa na filmach. Schultza robil Maciek, 
zastepca Zoski. Mial z nim klopot, bo mieli go zlapac zywcem, ale im 
uciekal i musieli go zabic. Ja robilem Langego, na Pl. Trzech Krzyzy, 
pod kinem "Napoleon". Bylo nas wszystkich czterech, z malym 
samochodzikiem. Akcja byla dosc ciekawa, bo Lange mnie znal. Przedstawil 
mi go Wesoly, Zbigniew Kaczynski, nasza wtyczka na Gestapo. Wesoly 
wiedzial, gdzie Lange mieszka i kiedy wychodzi z pracy. Zeby go spotkac 
szlismy po prostu w odpowiednim czasie ulica i Lange przechodzil. Wesoly 
sie zatrzymal i z nim rozmawial. Ja i Lange sklonilismy sie sobie z 
daleka. Musialem dac Wesolemu slowo honoru, o ile mozna je dawac, ze 
Lange nie przezyje. Wesoly bylby z miejsca skonczony. Nie moglem odejsc 
bez upewnienia sie, ze Lange nie zyje. Wzialem czapke i pistolet...

Ow Wesoly pracowal u Wedla, swietnie mowil po niemiecku i przynosil 
Niemcom czekoladowe deputaty. Przy okazji zalatwial im rozne sprawy. 
Niemcy mieli do niego pelne zaufanie. Np. w akcji pod Arsenalem Wesoly 
dzwonil z meldunkiem, ze samochody wyjechaly, z samego gabinetu 
Schultza. Nie mial czasu wyjsc.

W lipcu 1943 roku, sposrod wybranych zolnierzy GS, zostal utworzony 
oddzial do zadan specjalnych przy Kedywie. Poczatkowo byla to kompania 
"Agat" (anty-gestapo). Potem, ze wzgledow konspiracyjnych, zmienil nazwe 
na "Pegaz" (przeciw gestapo), az w maju 1944, juz jako batalion, przyjal 
nazwe "Parasol", jako jednostka kadrowa przyszlej brygady spadochronowej 
(stad znak parasola).

Dowodca oddzialu byl kpt. Plug (Adam Borys), zrzutek z Anglii. Celem 
oddzialu byla jak najszybsza reakcja na akcje niemieckiego terroru - 
przez usuwanie glownych i odpowiedzialnych funkcjonariuszy gestapo. Byla 
to manifestacja sily. Zarowno spoleczenstwo polskie jak i wladze 
niemieckie mialy miec te swiadomosc, ze nie ma takiej osoby i takiego 
miejsca na ziemi polskiej, gdzie by nie dotarla armia podziemna. Bylo 
oczywiste, ze Niemcy beda chcieli zlikwidowac ten oddzial i dlatego 
"Parasol" byl chyba najbardziej zakonspirowanym i zdyscyplinowanym 
oddzialem AK. Kazdy wstepujacy do "Parasola" (a wybor byl b. selektywny) 
musial zmienic pseudonim i zerwac wszystkie kontakty z poprzednim 
oddzialem. Nie wolno bylo utrzymywac kontaktow kolezenskich wewnatrz 
oddzialu, udzial w zebraniach prywatnych, nawet rodzinnych, byl bardzo 
ograniczony. Nie wolno bylo robic notatek i zapisow. Trzeba bylo 
trenowac szybkie zapamietywanie. I szybkie zapominanie. Wymagano 
bezwzglednego posluszenstwa i poswiecenia.

Sp: Czy Plug wypracowal organizacje i profil "Parasola"?

JM: Plug sam byl szkolony jako cichociemny, ale na tyle byl dobry, ze 
sie dostosowal do warunkow polskich. Byli tacy, co jak zobaczyli patrol, 
to sie chowali do bramy. Dlugo sie nie chowali. Ale tak ich Anglicy 
trenowali. Plug wprowadzil cholerna dyscypline dla takich jak my 
petakow. On jako czlowiek byl nielubiany. Nie pozwalal na nic. 
Oczywiscie kazdy mlody chlopak chcial sie pokazac innym - naturalna 
rzecz. A Plug nie pozwalal sie ubierac inaczej, zadnych butow z 
cholewami, zadnych plaszczow specjalnych, nie wolno bylo nie tylko 
opowiadac, ale nawet bywac. A to bylo ciezkie. Inni sie pytali, czesto 
chcieli werbowac. I co takim powiedziec? Odczep sie, ja juz naleze? Nie 
wolno bylo. A powiedziec, ze niezainteresowany? Co sobie pomysla. A 
przeciez werbowalo sie w ten tylko sposob, przez znajomych. Ogloszenia 
nie bylo.

"Parasol" mial 3 plutony bojowe, po 3 druzyny. Dowodzilem drugim 
plutonem. Stopnie wojskowe niewiele znaczyly, glownie funkcja i 
doswiadczenie bojowe w podziemiu (jako podchorazy mialem pod soba 5 
oficerow przedwojennych). Sklad spoleczny byl roznorodny. Przewazala 
przedwojenna klasa inteligencka i zawodowa, ale byli tez rzemieslnicy i 
robotnicy. Mielismy kilku Zydow i co najmniej jednego arystokrate.

Sp: Jak sie objawial w tych warunkach syndrom polskiej szajby? Ta zdrowa 
chec dokopania kazdemu kto chce sie wybic. 

JM: U nas byl choleryczny rygor, bezwgledne posluszenstwo, pod kara 
smierci. Jako mlody, 19-letni chlopak, bylem tam Bogiem. Nie bylo 
kwestii, zeby ktos czegos nie mogl zrobic. Zreszta wszyscy byli 
ochotnikami. Jak ktos sie wybijal, znaczy sie byl dobry, to go brali do 
wielu akcji. Moj kolega, obecnie w Polsce, Chojko-Bolec, to byl moim 
zdaniem najbardziej bojowy gosc. Kazdy go chcial miec w akcji. Mozna 
bylo na niego zawsze liczyc. Pan wie, ze jak pana rania, to on pana 
wezmie pod pache i wyciagnie. Tam strzeli gdzie trzeba, nie nawali, nie 
ucieknie. Tak tylko sie mozna bylo wybic.  

Specjalna role odgrywaly laczniczki, bez ktorych nie mozna bylo 
funkcjonowac. Byl rok 43/44, masowe lapanki, liczne patrole, publiczne 
egzekucje. Nie mozna sie bylo swobodnie poruszac, a co dopiero nosic 
bron. Do zadan laczniczek nalezalo: 
  - lacznosc z dowodztwem i miedzy druzynami (bez zapisow),
  - przenoszenie broni z magazynow na miejsce akcji,
  - odbieranie broni zaraz po akcji,
  - przewozenie broni na cwiczenia w lasach,
  - dokladne rozpoznanie przygotowywanych akcji,
  - niejednokrotnie udzial w akcji.
Dziewczeta otrzymywaly takie samo wyszkolenie jak chlopcy, lacznie z 
ostrym strzelaniem, ale bez nauki dzu-dzitsu.

Sp: Czy Niemcy zdawali sobie sprawe z roli laczniczek?

JM: Nie. Zdaje mi sie, ze nie, bo gdyby tak, to bysmy lezeli. Mysmy 
bez laczniczek nie mogli zyc.

Sp: Ile z nich zginelo?

JM: Przed Powstaniem - zadna.

Glownym zadaniem Parasolarzy bylo planowanie i przygotowanie akcji, 
ktore byly proponowane przez dowodztwo KEDYWu z aprobata Londynu.
  
Na akcje bralismy falszywe dokumenty i pigulki z trucizna. Bron 
dostawalismy od laczniczek tuz przed akcja i jak najblizej jej miejsca. 
Akcje trwaly od 30 sekund do poltorej minuty. Udzial bralo od 5 do 21 
zolnierzy oraz 1 do 4 laczniczek. W ciagu roku "Parasol" dokonal 13 
wiekszych akcji. Najbardziej znane to zamach na generala SS/SD Kutchere 
(d-ce gestapo w Warszawie), zamach na gen. Koppe (w Krakowie) i 
najbardziej denerwujaca akcja (tuz przed powstaniem) na dowodce 
niemieckiej policji, plk. Hahna. Wiekszosc akcji byla bez naszych strat, 
ale byly tez akcje bardzo kosztowne. W jednej akcji na Al. Szucha 
zginelo 8 doborowych ludzi.

Sp: Jak bylo z infiltracja "Parasola"?

JM: Nie bylo. Byly dwa podejrzenia. Raz gestapo wypuscilo jednego z 
naszych. Nie wierzylismy, zeby ich oszukal. Gosc byl skonczony. 
Obserwowalismy go przez dwa miesiace, czy nie jest wtyczka. Gdyby 
skontaktowal sie z agentem, zastrzelilibysmy go z miejsca. Sami. Nie 
probowal, wiec dalismy mu do zrozumienia, zeby wyjechal gdzies na wies i 
nie wracal. Byl spalony.

Drugi wypadek to lokal na Slonecznej. Weszli gestapowcy i zabili 5 
ludzi, w tym troje z "Parasola". To byli Zydzi. Dwoch pozostalych nie 
znalem. Oni grali w brydza. 

Sp: Osobiste porachunki?

JM: Nie, gestapo tak zabijalo Zydow - strzelali do wszystkich w 
pomieszczeniu. Nie byli trefni, nawet cial nie zabierali.
 
W maju 1944 r. "Parasol" stal sie batalionem, a plutony zmienily sie w 
kompanie. Zostalem dowodca 2 kompanii. Batalion dokooptowal ok. 200 
ludzi przygotowujac sie do powstania.


(dokoczenie w nastepnym numerze)
_________________________________________________________________________

Jurek Karczmarczuk

                     WAKACJE W PANSTWIE SRODKA (III)
                     ===============================

To juz jest ostatnia czesc.

Kultura. Maestoso, con cuore
----------------------------

Jak wszyscy wiedza, w ogole jest zle. Nie ma pieniedzy na zadna
kulture, teatry podupadaja, albo nikna, jak np. teatr STU, wiekszosc
liczacych sie nazwisk liczy sie juz od dawna w obcej walucie, a
Ministerstwo Kultury jest pojeciem smiesznym samym w sobie, choc nie ma
z czego (sie smiac i nie tylko...).

A "w dodatku" Kantor umarl, a Mrozek hoduje skorpiony w Meksyku...

Placowki kulturalne zarabiaja na siebie raczej slabo. Jasinski, szef
wspomnianego wyzej teatru STU po powrocie z Sewilli, gdzie rezyserowal
Dzien Polski, stwierdzil wisielczo:

- Wszystko jest rozbite, brak integracji. Wygrywaja ci, co postawili na
Czlowieka, np. Australijczycy, ktorzy duza przestrzen oddali pubowi,
gdzie mozna sie bylo napic piwa i pogadac. Polska? Hiszpanom
najbardziej podobal sie rekordzista w podbijaniu pilki Jan Chomontek. A
poniewaz STU nie ma, bo padl finansowo, wiec Jasinski na zaproszenie
ambasady USA jedzie robic tam "jakies widowisko" na 4 lipca. "Jade
robic Amerykanom fajerwerki".

Nie wiem, moze trzeba go bylo wyslac przed ta Sewilla. Moze wtedy nie
byloby tyle narzekania na zmarnowana szanse na Expo, na zawalony pomysl
z Flaga Swiata i na nieczytelna alegorie z wrakiem statku... Poniewaz
trudno nam sie bylo w Sewilli pochwalic osiagnieciami technicznymi,
wiec postawiono na kulture, tylko ta kultura dziwna byla jakas.

A ta kultura istnieje u nas naprawde i musze powiedziec, ze zostalem po
prostu oszolomiony tym, co sie dzialo w Krakowie i okolicach podczas
sezonu zwykle uwazanego za ogorkowy...

STU padl, czasami Telewizja pokazuje jakies nieliczne nagrania. W
sierpniu niestety pokazali tylko jakies ballady i inne czastuszki
rosyjskiego gitarzysty, ktory przy okazji jakies przasne dowcipy
antysowieckie publice serwowal. A jeszcze rok temu grali Wariata i
Zakonnice Witkacego! Ale Piwnica pod Baranami prosperuje.
Komercjalizuje sie, zaczyna wspolprace z TV. Zorganizowali na Rynku
Krakowskim inscenizacje, a wlasciwie rekonstrukcje Holdu Pruskiego z
Binczyckim jako Zygmuntem Starym, Nowickim jako Albrechtem i Anna 
Dymna jako Bona (odkula sie za role Barbary Radziwillowny??) Nb. 
Jasinski gral Bonera. Stanczyk (Wieslaw Wojcik) gromil politykusow, 
ktorzy meca, ale gromil dosc metnie... Tlum szalal.

Byla tez rekonstrukcja Przysiegi Kosciuszki na Rynku, a jakze.
Zatanawiam sie, kiedy bedzie rekonstrukcja Chrztu Polski. Nawet bylby
kandydat na Mieszka, Pszoniak, ktory gral te role w filmie "Gniazdo".
Niestety, jak wiadomo, Pszoniak od paru lat mieszka i pracuje we
Francji, gra tutaj, a poniewaz akcent francuski ma jeszcze gorszy niz
Polanski, wiec gra glownie Zydow, zreszta z sukcesem. Nie pytajcie mnie
sie dlaczego Zydow, a nie np. Ormian albo Maorysow, ale to jest fakt.
Olbrychski zreszta tez ma dziwny akcent, ale poniewaz ma wyglad
bardziej aryjski od Pszoniaka, wiec czesto gra tajemniczego cudzoziemca
z dziwnego kraju, moze skandynawskiego, moze slowianskiego... A
Seweryna to w ogole zawsze sie dubbinguje, zwlaszcza jak gra np.
Robespierre'a, bo inaczej od samego akcentu jego wrogowie polityczni
potraciliby glowy...

Krakow zaliczyl tego lata Europejski Miesiac Kultury (a nawet ponad).
To bylo cos fenomenalnego, niestety wlasciwie sie zakonczylo przed
naszym przyjazdem! W Muzeum Narodowym: mala, ale znakomita wystawa
"Orient w Sztuce Polskiej". Na Placu Szczepanskim: wystawa Gustawa
Klimmta, ktory wraz z cala secesja przezywa swoj renesans w calej
Europie. A pozniej w tym samym Palacu Sztuki byla wystawa gwaszy
Stanislawa Frenkla mieszkajacego na stale w Anglii. Frenkiel juz raz
mial wystawe w Krakowie, niestety zorganizowana na przelomie 1981-1982,
wiec mozna sobie wyobrazic, jak slabym cieszyla sie zainteresowaniem...

Byly koncerty-seminaria Republiki Bachowskiej, (ktorej Krakow jest
czlonkiem od 1986 - jako pierwsze miasto z tzw. bloku!) z Msza h-moll
pod batuta Helmuta Rillinga ze Stuttgartu. Lutoslawski (79 lat!!)
dyrygowal swoja Musique Funebre. Paco Pena wystawial swoja Misa
Flamenca. Mozna bylo uslyszec i Chicka Corea (ktory jest nie tylko
wykonawca, ale i niezlym, wszechstronnym kompozytorem, polecam jego
Muzyke Dla Dzieci), a takze Pasje Pendereckiego.

I mielismy przeglad filmow Pasoliniego i Wroclawski Teatr Pantomimy
Tomaszewskiego.

I przyjechal Peter Brook, jak Mojzesz przed ktorym morze sie
rozstepowalo, a swiat plackiem padal. I oczywiscie bylo troche tzw.
numerow. Byly wywiady, a jakze, ale zamiast pytac Brooka, co on w 
ogole teraz robi i w ogole jak ten Prawdziwy Teatr ma wygladac, to go
pytali, jak mu sie Krakow podoba i czy lubi polskich aktorow.

A Brook chcial koniecznie ogladac Lupe. Krzysztof Lupa to taki mlody
rezyser-eksperymentator ("Pragmatysci" Witkacego, "Czlowiek bez
Wlasciwosci", itp.), ktory lubi rezyserowac sztuki o niebanalnym czasie
trwania, np. 6 godzin!

(Jesli pozwolicie na dygresje: niejaki Boguslaw Schaeffer, tez
OCZYWISCIE z Krakowa, gdy jeszcze komponowal i krytykowal, a nie
zbawial swiata przy pomocy swych podejrzanych sztuk, np. bohomaza pt.
"Scenariusz dla Nieistniejacego lecz Mozliwego Aktora
Instrumentalnego", gdy juz jakiemus swojemu koledze-wrogowi nie mogl
sie do muzyki przygirlandowac inaczej, to pisal, ze `ten utwor ma
bardzo banalna dlugosc'.)

Wiec Brook poszedl na jakies przedstawienie, gubiac po drodze swoja
swite z Sewerynem na czele, ktora krecila sie wokol niego w lansadach.
Poszedl, ale szybko wyszedl. Swita go dopadla, a on im ze smiertelna
mina kazal pojsc na tego Lupe, bo znakomite i pouczajace. I swita
poszla i siedziala te kilka godzin wyjac w duszy ze zlosci, a Brook
poszedl spac. (Oczywiscie, ma sie rozumiec, w 100% za te ploteczki nie
odpowiadam...)

A potem Brooka zaproszono na warsztaty teatralne w gory (Lopuszna??? -
nie pamietam), gdzie ksiadz Tischner ma swoja siedzibe. Na miejscu mial
byc gazik, nie dojechal, szli piechota, zmokli, ksiadz Tischner
przywital go przebrany w stroj goralski, nie kazdy wiedzial jak to
nalezy interpretowac i czy w ogole mozna. Mieli piec ziemniaki, ale
wyszla Katastrofa. Potem szukali gumiakow dla Brooka, ten zszedl w tych
gumiakach i juz do zadnego gazika (ktory nadjechal nagle) wprowadzic
sie nie dal, tylko wyblagal, ze on do domu...

Tak. A poza tym rezyserowal "Mahabharate", z Sewerynem.

Niejako przy okazji tego miesiaca kultury, ale stanowiacy wyjatkowe
zjawisko samo w sobie, odbyl sie III Festiwal Kultury Zydowskiej. Byla
sesja naukowa poswiecona Brunonowi Schultzowi i stary film Nasfetera
"Dluga noc". Bardzo duzo muzyki z calego swiata, zwlaszcza tzw. muzyki
klezmerskiej. Rock, jazz, tradycje hasydzkie, wplywy hinduskie i
arabskie. I ballady "spiewajacego rabina" Shlomo Carlebacha.
Obeznani bardziej z polnocna kultura Aszkenazyjska mogli posluchac
piesni w Ladino. Ten Festiwal ma pewne szanse stac sie cyklicznym.

No i wlasciwie tak mozna bez konca. Teraz zbliza sie Warszawska
Jesien, przyjezdza Stockhausen. I jak zawsze, najpozniej obudzi sie
Telewizja, a potem tzw. odbiorca masowy, oraz spora czesc jeszcze
bardziej tak zwanych elit emigracyjnych. Wszyscy beda calkiem pewni, 
ze w Polsce tylka zra sie w parlamencie, ze wszyscy tylko robia lewe 
biznesy, albo walcza o chleb powszedni lub o aborcje. Tymczasem 
jestesmy ciagle troche glowa, troche sercem w Europie, choc to jest 
bardzo kosztowne i czesto robione na sile.

A czasami jakas przedziwna sila woli, nie wiadomo skad. Dalej
funkcjonuje jeden z najlepszych teatrow Polski poludniowej, Teatr
Witkacego w Zakopanem. Graja bardzo duzo, od Calderona "Wielkiego
Teatru Swiata", do "Matki" Witkacego. Maja wlasnego kompozytora i
wydaja wlasne kasety, sadzaja publicznosc na podlodze (za wyjatkiem
sedziwych matron - moja zona skandalicznie wziela krzeslo...) i 
czestuja herbata.

Mozna kupic, albo spiratowac bardzo duzo dobrych przedstawien
teatralnych TV na wideokasetach. Jest wiekszosc wystawien Cricota II,
jest prawie wszystko, co wystawiono Gombrowicza. Nie bede Was meczyl,
chce zarekomendowac jedno bardziej klasyczne : "Mistrz i Malgorzata" w
rezyserii Wojtyszki. Ta wersja to prawie 7 godzin w czterech czesciach,
bardzo wierna Bulhakowowi, bardzo literacka i teatralna, a
jednoczesnie bardzo filmowa. W roli Pilata Zapasiewicz. Dymna jako
Malgorzata, Kowalski jako Mistrz, a Wolandem jest Holoubek. Naprawde
bardzo polecam.

Jeszcze ciagle kreci mi sie to wszystko w glowie i jakis czas potrwa
zanim mokra jesien normandzka i problemy zawodowe kaza zapomniec o tym
potwornie goracym lecie. Przyjedzcie do Krakowa w przyszlym roku, moze
sie spotkamy...

                                           Jurek Karczmarczuk

________________________________________________________________________

Tomek Sendyka 
 

                 TATRY LEZA NA WSCHODNIM WYBRZEZU
                 ================================
 
No bo gdzies musza lezec. Skoro Polska lezy nad Mozem Srodziemnym, a 
tam same Sierry, Pireneje, Alpy, Apeniny i inne Balkany, wiec trzeba 
ruszyc sie z miejsca i obskoczyc okoliczne dziury, moze sie jakies 
Tatry znajda w tych stronach.
 
Goralowi z Kopca Kosciuszki ciezko zyc na Wschodnim Wybrzezu. Plasko tu,
oj plasko, a jak sie juz trafi cos w krajobrazie, to jest to albo oble
i zalesione na lisciasto, albo pionowo w gore sie ciagnace i szklem 
oblozone. I tak, steskniony za poloninami i kosodrzewina, zasiegnalem 
rad miejscowych ceprow i wyruszylem w Appallachy. Coz, polonin nie bylo, 
zamiast kosodrzewiny "poison ivy", i ogolnie jakos to wszystko 
przypominalo co najwyzej Sikornik (niewtajemniczonych informuje, ze to 
lasek wokol Kopca Kosciuszki).
 
Nie dalem za wygrana i znalazlem lokalnego Gorala, coby zaciagnac 
jezyka. Ow Goral, Edwardem zwany, ma maly geszefcik na Philadelphijskich 
Krupowkach. Pamiatki goralskie sprzedaje. Wytlumaczylem mu pokrotce, o 
co mi chodzi, pokiwal glowa, zajodlowal, wyjal mape i rzecze: `Rozumiem 
bol twoj i tesknote wielka, zapomnij o okolicznych dziurach, kaz 
Hertzowi lub Avisowi konie siodlac. Na wschod od Gor Skalistych dwa sa 
tylko miejsca w Stanach. Jedno w Nowym Jorku, a drugie w Nowym 
Hampszer'.
 
Oscypkow nie mial, kupilem od niego kilka Power-Bar'ow i ruszylem w 
droge.
 
A wiec postanowilem wysondowac co ciekawsze, moim (i oczywiscie Eda)
zdaniem, gorki na Wschodnim Wybrzezu. Na pierwszy ogien poszly
Adirondaki, bo najblizej. Prosto do gory I-87, jakies sto mil na
poludnie od granicy kanadyjskiej. Nalezy dojechac do Lake Placid, nabyc
tam mape okolicy, zaparkowac maszyne i mozna ruszyc w gory. Chodzenia
tam jest na kilka dni. Mount Marcy i kilka najwyzszych szczytow lezy
ponad linia lasu. Enklawa delikatnej arktyczno-alpejskiej roslinnosci.
Ogniska mozna palic tylko w wyznaczonych miejscach. Ostrzegaja przed
piciem wody ze strumykow, ponoc siedzi w niej gardia. Ale towarzyszacy
nam pewien spragniony harcerz z okrzykiem "Ja sie tam gonorki nie boje"
wypil tej wody calkiem sporo i nic mu nie bylo. Inna rzecz, ze potem
wytrabil nam caly zapas wegrzyna, tlumaczac, ze te gardie musi przeciez
czyms zadusic. Jest tam troche jeziorek i gorskich potokow. Wartki
potok przeplywa czasami przez skaly tak wyrzezbione, ze jak dobrze
poszukac, to mozna tu i tam znalezc naturalne jaccuzi.
 
Drugim wartym ogladniecia miejscem sa Biale Gory (White Mountains),
w New Hampshire. Niestety kiedy ja tam bylem, byly one naprawde biale,
konca nosa we mgle trudno sie bylo dopatrzyc. Gorki dosc rozlegle i
dosc wysokie. Tyle, ze na najwyzsza gore (Mt. Washington - a jakze!)
mozna wjechac zarowno jakas przedpotopowa ciuchcia, jak i wlasnym
samochodem. Sprzedaja takie naklejki na zderzak - `this car climbed Mt.
Washington'. Ale wylaczywszy te nieszczesne gorke, okolica jest bardzo
malownicza. Duzo kempingow, kilka schronisk, gardii ponoc nie ma.
Jak sie mgla na chwile przerzedzila, to przekonalismy sie na wlasne 
oczy, ze jest tam calkiem ladnie. Tak troche tatrozachodniowato.
 
Jest tam niestety kilka szpetnych rzeczy, ktore niejednego harcerza moga
zdenerwowac. Maja tam `schroniska', nalezace do AMC (Appalachian 
Mountain Club, albo jak kto woli Appalachian Money Corporation) $53/noc 
($42 dla czlonkow). Ale zawsze jest gdzie wstapic, nabrac wody pitnej, 
albo napic sie czegos goracego. Sa tez i inne schroniska RMC (Randolph 
Mountain Club), niestety tylko dwa - tam nocleg kosztuje $7 (siedem), i 
atmosfera jest znacznie przyjemniejsza. Kolejka na Gore Waszyngton 
denerwuje nie tylko mnie, w owej chatce RMC siedzial mlody juhas, i 
rozdawal wzor apelu do kongresmena i tym podobna propagandowa bibule. 
Mowie mu, ze przeciez najprosciej szyny rozwalic. A on mi na to 
tlumaczy, ze to nie taka prosta sprawa, bo szyny rozwalic trudno, a 
naprawic latwo, ze ATO (Appalachian Terrorist Organization) juz nie raz 
probowala. Ale jak mu opowiedzialem o Wojnie i Okupacji, o calych 
niemieckich transportach, zapewniajac, ze dla nas partyzantow taka 
ciufcia to pestka, to prosil, zebym upewnil sie, ze ON bedzie mial 
alibi, zanim cos tam zmajstrujemy, bo go znowu cesarscy beda 
podejrzewac i nie daj Bog do lochu wtraca.
 
Ale najlepiej wszystkie schroniska olac i wziac namiot. Ponizej linii
lasu mozna sie rozbijac, pelno jest tam miejsc do tego badz 
przeznaczonych, badz sie nadajacych.
 
Ogladajac sobie dokladnie mapy okolicznych stanow zauwazylismy, ze w 
srodku stanu Maine stoi olbrzymia - jak na lokalne warunki - gora. Cos 
prawie 1700m. Jest wokol niej zaznaczone na zielono cos o nazwie Baxter 
State Park. Ruszylismy goscincem I-95 na polnoc. Maine jest bardzo 
ladne, a im dalej na polnoc tym mniej ludzi, a wiecej drzew i jezior.
 
Zaczelo sie niezbyt sympatycznie, bo nas stojkowy do Parku nie chcial 
wpuscic, tlumaczyl, ze gory noca niebezpieczne, i chcial $8 myta i $5 od 
lba za kemping. Zawrocilismy, wykapalismy sie w jeziorku i cofnelismy 
sie okolo dwoch mil, do przydroznej skaly polakierowanej na bialo, z 
namalowanym niedzwiedziem, ryba i napisem `KEEP MAINE BEAUTIFUL', opodal 
ktorej rozbilismy obozowisko. (Skale radze zapamietac, nie da sie jej 
ominac, kilkanascie metrow obok jest kilka dzikich miejsc namiotowych 
- ogolnie bardzo sympatyczne miejsce). Rankiem zaplacilismy myto, 
wjechalismy do Parku i ruszylismy szturmem w gory.
 
Teren bardzo swojski, ludzi nie za wiele, dopiero po wyjsciu ponad linie 
lasu widac z jednej strony gory a z drugiej strony jeziora. A gory sa 
pradziwe, tu i owdzie trzeba sie bylo wywspindrac po jakiejs pionowej 
scianie, albo przejsc czyms w rodzaju sciezki, majac po obu stronach 
kilkusetmetrowe przepasci. Skaly sa zupelnie niewyslizgane, natomiast 
nie ma zadnych pomocy, zadnych lin, czy lancuchow. Dobre buty to 
absolutna koniecznosc, choc duzo ludzi zasuwalo tam w trampkach, ale 
podobnie jak my nie spodziewali sie, co tam mozna zastac. Parkowi 
stojkowi prowadza ksiazki wyjsc, jako ze zejsc maja tam stosunkowo 
duzo. Tak, ze uwazac trzeba. Ale widoki sa tam arcyfajne!
 
To tyle skrotowych informacji o Quasi-Tatrach w okolicy, jak by ktos 
gdzies jeszcze jakies znalazl na Wschodnim Wybrzezu, to niech da znac 
gdzie!
 
                                           Tomek Sendyka

________________________________________________________________________

Tadeusz Chrzanowski

                  POLACY, POLONUSY I POLUSY A HISTORIA                  
                  ====================================

[Kultura nr 6/537 1992, skr. red. "Spojrzen"]


() Przechodze do dziwacznej ankiety "Czasu Kultury". Dlaczego 
dziwacznej? Prosze raz jeszcze odczytac pytanie skierowane do 
ankietowanych: `Czy kultura polska bedzie mogla odnalezc odrebny 
charakter, jezeli nie podejmie tradycji sarmackiej, jedynej w 
przeszlosci oryginalnej polskiej formacji kulturowej?' Redakcja 
juz w tym sformulowaniu popelnia naduzycie, bo zalozyla, ze `Sarmatyzm' 
byl `jedyna w przeszlosci' formula polskiej kultury. Otoz nie byl: 
polska kultura jest dluzsza niz dwu i pol wieczna historia sarmatyznu 
i znacznie pojemniejsza od pojemnosci tego swiatopogladu - swiadectwa 
mentalnych zahamowan szlachty.

Mnie sarmatyzm fascynowal i fascynuje jako pewien fenomen historyczny 
i fascynacji tej dalem wyraz w tomie szkicow opublikowanych nie tak 
dawno w "ZNAKU". Doszedlem tam do wniosku, ze sarmatyzm nie byl 
zjawiskiem jednoznacznym, bo sie podczas tego dwu- i polwiecznego okresu 
przeobrazal. W XVI w. zawieral pewne doskonale koncepcje, przede 
wszystkim wazne dla panstwa wielonarodowego i wielowyznaniowego, w XVII 
zaczal ewoluowac ku otepieniu intelektualnemu (m.in. probowalem tam 
przedstawic eliminacje z zycia publicznego intelektualistow 
nieszlacheckiego pochodzenia, tych zas z pochodzeniem bylo niewielu!), w 
XVII w. przeobrazil sie w patologie polityczno-intelektualna i 
doprowadzil kraj do katastrofy.

Nie mieszkalbym w Krakowie, nie nalezalbym do tradycji tego miasta, 
gdybym nie prezentowal sceptycyzmu Stanczykow (w opozycji do krzykliwej 
tromtadracji) i gorzkiej, bolesnie gorzkiej nauki "historycznej szkoly 
krakowskiej". Ona to bowiem, w czasach dla uczuc narodowych szczegolnie 
bolesnych, nie dazyla do `pokrzepiania serc', ale ujawniala ten 
tragiczny fakt, ze to my sami - poprzez naszych pra- pra- - wtracilismy 
Polske do grobu, a zaborcy byli juz tylko grabarzami samobojcow.

To jest sprawa dosc wazna: moi rodacy nie interesuja sie historia 
wlasnego panstwa i narodu. A co gorsze, jest im ona podawana w papce - 
jak sie to modnie powiada - calkowicie zmanipulowanej. Przecietny 
mieszkaniec tych ziem wynosi ze szkoly przekonanie, ze jego kraj byl 
wielki i potezny, ze strzegl - jako przedmurze - chrzescijanstwa, a tym 
samym Europy Zachodniej, ze byl ogromnie tolerancyjny, pokojowo 
nastawiony, ale gdy trzeba bylo, to przelewal chetnie krew `na oltarzu 
ojczyzny', ze ziemie nasze na wschod i na zachod od Wisly przesiakniete 
sa krwia bohaterow, i ze `nad mogilka (oczywiscie bohatera) spiewa 
jakies ptasze polne...'. No i najwazniejsze: ze ten kraj jest pod 
szczegolna opieka Pana Boga, a wstawia sie za nas przede wszystkim Matka 
Boska, bo jakze nie mialaby sie wstawiac skoro wybralismy Ja (w wolnej 
elekcji) na Krolowa Korony Polskiej.

Otoz smiem twierdzic, ze jestesmy i jak tak dalej pojdzie, to 
bedziemy nadal ofiarami narodowego zamroczenia, ze ponosimy konsekwencje 
bzdur wymyslonych przez naszych pra- pra- i ze poczatkek tego zbiorowego 
glupstwa bierze sie wlasnie w sarmatyzmie, w jego szczegolnym 
swiatopogladzie. Byl to poczatkowo naiwny prowidencjalizm, ze wlasnie 
Opatrznosc ma nas w szczegolnej pieczy, potem przeobrazil sie on w 
sarmacki jeszcze mesjanizm, ze Matka Boska tylko nami powinna sie 
opiekowac i wreszcie doprowadzilo to w ubieglym wieku do paranoizmu 
romantycznego, do koncepcji Chrystusa Narodow, kultu martyrologii, 
angeologizowania (czy moze: anhelizowania) rzeczywistosci historycznej.

Wiec oczywiscie: mielismy bohaterow, pieknych i licznych. Mielismy 
imponujace w swym zrywie przejawy zbiorowego bohaterstwa. Mielismy tez 
od pra- pradawnych czasow silne poczucie wolnosci (ale dla siebie 
samych, a rzadziej dla innych). To wszystko prawda. Tylko ta prawda 
zderza sie z innymi prawdami: ci bohaterowie byli w naszych dziejach 
zawsze dosc samotni. Jaki byl za czasow I Rzplitej udzial jej 
mieszkancow w obronie panstwa i ewentualnie europejskiego 
chrzescijanstwa? Tego chyba nikt dokladnie nie przeliczyl na dane 
statystyczne, ale jedno jest pewne: udzial ten byl wlasciwie niewielki. 
Pod Kircholmem, Chocimem i Cecora zwyciezali lub gineli w kleskach 
ludzie w dosc duzej liczbie pochodzacy ze szlachty, przewaznie ci 
trzeci, czwarci i piaci synowie, co to gdy dzialow z ojcowizny nie 
wystarczalo - poprzez sluzbe wojskowa szukali drogi do wybicia sie. Ale 
pospolite ruszenie juz w bitwie pod Chojnicami (a wiec w polowie XV w.) 
ukazalo cala swa beznadziejna niesprawnosc, choc mialo trwac jeszcze 
przez nastepne stulecia, jako pewna militarna fikcja, ale wazna z punktu 
widzenia odmawiania placenia podatkow na utrzymanie wojska. Wiec ruszali 
ci `pospolitacy', i to tylko niektorzy (w wiekszosci w tym ruszeniu 
przeszkadzaly zniwa lub splaw zboza do Gdanska), ruszywszy zas zaraz 
zaciagano kola, proklamowano konfederacje, a potem rozjezdzano sie, ci 
zas co pozostawali az do pola bitewnego - pierwsi na nim podawali tyly.

Dlugotrwala potega I Rzplitej opierala sie na stale niedoplacanej, 
stale zbyt kusej armii zawodowej: na choragwiach pancernych - 
szlacheckich, na formacjach kozackich - kozacko-drobnoszlacheckich, na 
kwarcianych - chlopach i na rozmaitych formacjach obcego autoramentu. 
Wspolautorami naszych najslynniejszych zwyciestw byli Niemcy, Szkoci, 
Siedmiogrodzianie, Tatarzy, i najrozmaitsi owczesni najemnicy, ktorzy za 
pieniadze walczyli, ale zawod znali i wykonywali go dobrze. A u nas 
zawodu zolnierskiego tylko niektorzy z panow-braci lizneli. I tak to 
jest z tymi naszymi przewagami.

A z kolei powstania? Iluz procentowo mieszkancow terenow, na 
ktorych wybuchaly, stawialo sie pod bron? Jeszcze w czasie listopadowego 
byla regularna armia dobrze wymusztrowana pod okiem WKsiecia 
Konstantego, ale podczas styczniowego to juz byli przewaznie zapalency, 
czasem tylko trafial sie jakis lepiej przeszkolony dowodca. Walczyli 
bohatersko, ale calkowicie nieskutecznie, zwlaszcza ze walczyli w malych 
grupkach i nie bylo de facto wspolnego, kierujacego tym powstaniem 
dowodztwa. Te grupki zwaly siebie `partiami', przydajac nazwisko wodza. 
Wiec ilu ich bylo: tych co potem przyplacili zyciem, Sybirem lub w 
najlepszym wypadku emigracja? 1 czy 2% spoleczenstwa?

Do klesk przyczynily sie wiec nie tylko przewazajace sily zaborcow, 
ale takze brak kompetencji dowodczych i politycznych posrod wladz i 
kadry. A mesjanizm i przerzucanie na Pana Boga obowiazkow i kompetencji 
- jakze to polskie. Bo mesjanizm to po prostu lenistwo aktywnosci 
zarowno mentalnej, jak tez fizycznej. I z tegoz mesjanizmu wyrasta, w 
ramach psychicznej kompensacji, przekonanie o jakichs naszych 
szczegolnych wlasciwosciach i plynacych stad nastepstwach.

Nie jestesmy okrutni, nie jestemy krwiozerczy, nie jestesmy 
nadmiernie nietolerancyjni, czesc naszych narodowych cnot plynie raczej 
z grzechu zaniechania niz z prawdziwych przymiotow. Wiec ow bardzo 
niedoskonaly `Chrystus narodow' oczekuje, ze mu Opatrznosc zesle wodza, 
ktory wszystko za wszystkich zalatwi. Byle bysmy sie sami nadmiernie nie 
natrudzili.

Wyczekiwalismy wodzow, no to ich mamy. Pilsudski mial swe slabosci 
i fiksacje, ale to byl rzeczywiscie czlowiek wielkiego formatu i 
calkowicie oddany ojczyznie. Po nim otwiera sie proznia, w ktora kolejno 
wpadali: Rydz-Smigly, Sikorski, Anders. Pamietam doskonale, jak z innymi 
studentami ale i `doroslymi' chodzilem w 1946 dookola Plant 
wykrzykujac: `Mikolajczyk wodz narodu!'. Bylem nieopierzonym oslem. No 
ale jakos wielkimi staraniami z osielstwa wyroslem. Narod jako 
zbiorowosc - nie.

A teraz wyjasnie tytul: ja rodakow dziele na trzy kategorie. 
Polakami sa dla mnie ci, ktorzy cos robia - dla siebie i dla kraju, 
ktorzy rozumuja nie poprzez uwarunkowania personalne, ale poprzez 
rzeczywista a nie wyimaginowana rzeczywistosc, a kiedy ktos zaczyna 
rozumowac poprzez to, ze w ten czy inny sposob moze przypieprzyc 
blizniemu, to automatycznie eliminuje sie z szacownego grona.

Tam gdzie cala uwaga skierowana jest na wlasny brzuch i przelyk, 
tam gdzie panuje etyczna wolna amerykanka, a dobro spoleczne to jest 
cos, co obowiazkowo nalezy rozkrasc, zaczyna sie strefa Polusow. 
mieszkancow dorzecza Wisly, masy usilnie starajacej sie byc 
niepracujaca, strefa belkotu i pretensji, strefa arogancji i roszczen. 

Pomiedzy Polakami i Polusami jawi sie jeszcze jedna grupka: Polonusow. 
To w wiekszosci porzadni ludzie, tylko popyrtani. Wiecej sie dla nich 
liczy frazes i symbol niz rzeczywista rzeczywistosc. Takowej w 
ogole nie dostrzegaja, zyjac w swiecie `prawdziwych Polakow', w swiecie 
`wolnej i niepodleglej', w mitach historycznych i wspolczesnych. 
Nawiedzeni i oszolomy, charyzmatycy misji i wymachiwacze szabelkami. To 
dla nich moglby "Czas Kultury" budowac swa wizje wskrzeszania 
sarmatyzmu jako `jedynej polskiej' formacji kulturowej.

Ilu jest Polakow? Jezeli 1% - to w normie. Jezeli 5% - to wspaniale. 
Ilu jest Polonusow? - Tylez. Cala reszta to Polusy. A czyja w 
tym wina? Zaprzeszlego ustroju komunistycznego w duzej mierze. Ale nie 
wylacznie. Zaniedbalismy bowiem wychowania obywatelskiego wlasnej 
progenitury. Obrzydzila nam je szkola, a przeciez nie wolno rezygnowac z 
tego, co choc obrzydzane, jest potrzebne lub wrecz konieczne. O Polsce 
gadamy bezustannie, a nawet belkoczemy lub krzyczymy. Ale o co ten 
halas? Nie wiem, bo w jego decybelach jawia mi sie rozmaite sprawy 
przewaznie indywidualno-roszczeniowe, ginie zas to, co sie nudnie, 
rowninnie rozciaga `od Tatr do Baltyku'.

     Wiec kiedy wychodze na ulice, kiedy znajduje sie w tlumie 
szlifujacym bruki, belkocacym niekoherentnie zlote mysli i rzucajacym 
tlustym oczkiem badawcze spojrzenia: co by tu komu urwac, co by komu 
wychachmecic, a jednoczesnie wypatrujacego wodza na kasztance, siwym 
rumaku lub karym ogierze, chcialbym stanac jak Kosciuszko i zlozyc 
narodowi przysiege.

     Ze nie bedzie wodza. Ze Opatrznosc nam go nie zesle, bosmy na niego 
nie zasluzyli. Wiec nie bedzie ani tego duzego, ani tych pomniejszych, 
bo ich trzeba sie dopracowac, ich trzeba wychowac, wyksztalcic do 
wodzowskiego statusu, zaopatrzyc w kompetencje. A jezeli bedziemy tylko 
siedziec przy piwie i belkotac, jak u Mrozka, ze `moze by tak co 
zaorac', to nic, prosze rodakow wszystkich trzech kategorii, nic a nic z 
tego nie bedzie. ()

________________________________________________________________________

Pawel Penczek 

List do redakcji            ZDZIWIENIE
                            ==========

Chcialbym przy okazji (...) wyrazic zdziwienie z powodu opublikowania w 
"Spojrzeniach" nr 43 tekstu wystapienia anonimowego Adama S. Nie jest 
dla mnie calkiem jasna motywacja, jaka kierowaliscie sie publikujac ten 
tekst (domyslam sie, ze bez zgody i autoryzacji). Wydaje mi sie, ze w 
szanujacym sie czasopismie takie postepowanie nie powinno miec miejsca. 
Jesli faktycznie uwazacie, ze problem postaw roszczeniowo-
rozliczeniowych jest powazny i wymaga zaadresowania, to wypada poprosic 
kogos o napisanie tekstu, ktory odpowiednie racje moglby wylozyc w 
sposob zrownowazony. We wstepie J.K-ek pisze, ze `nie probujemy postawy 
tej oceniac, gdyz pokolenie Adama S. doznalo od minionego ustroju 
prawdziwych, a nie wyimaginowanych krzywd'. To oczywiscie prawda, ale 
skad pewnosc, ze pokolenie to wybraloby akurat Adama S. i jego 
nieautoryzowany tekst na swoich rzecznikow?! Pozostawiam na boku 
rozwazania, czy kazdy kto doznal niewyimaginowanych krzywd zyskuje tym 
samym tytul do plecenia publicznie bzdur. Nie moge jednak nie zauwazyc, 
ze publikujac tekst w jego obecnej formie postawe autora OCENIACIE, bo 
wiem forma tekstu i sposob wypowiadania sie autoraca i jego racje 
OSMIESZAJA (nawet, jesli nie bylo to Waszym zamiarem).

Uwagi te potraktowala mi raczej troska o poziom pisma niz oburzenie
chociaz, jak napisalem na wstepie pozostaje zaskoczony dosc dziwna
dla mnie praktyka redakcyjna.

                                       Pawel Penczek

-------------

[Od red. (J.K-ek). Autoryzacja tekstu z Autorem przebywajacym glownie
na Mazurach byla niemozliwa. Jego spisane wystapienie zostalo nam jednak
przyslane przez osobe na tyle mu bliska (syna), ze nie mielismy i nie
mamy podstaw doszukiwac sie niczyjej zlej woli. Artykul zamiescilismy 
glownie z uwagi na retoryke w nim zawarta, dajaca sie slyszec z 
wielu rozniacych sie od siebie srodowisk w Polsce, a tym samym warta 
w naszym odczuciu odnotowania]

________________________________________________________________________

[Tygodnik Powszechny nr 25/1992]

Slawomir Mrozek

                                 EPILOG                                 
                                 ======


   DO NAJWYZSZEJ RADY ZWIAZKU SOCJALISTYCZNYCH REPUBLIK RADZIECKICH,
                              W KRZAKACH


Przepraszam, ze pisze na taki adres, ale nie wiadomo, gdzie teraz 
Rada przebywa, to na krzaki wydaje sie najpewniejsze.

Slyszalem, ze nikt nie wie, co zrobic z naszym orezem atomowym. To 
ja bym chcial go wziac na przechowanie.

U nas ciasno, trzy rodziny w jednej izbie komunalnej. Iwanowicze, 
Pawlowicze i my, Aleksiejewicze. Ale miejsce na orez sie znajdzie, 
zwlaszcza jakby Marie Antonowne Iwanowicz gdzie zeslac, moze na Kanal 
Bialomorski... Jasne, ze on juz zbudowany, ale moze cos naprawic jeszcze 
przy nim by trzeba? Maria Antonowna Iwanowicz by sie do tego nadawala, 
bo wczoraj znowu nasza, Aleksiejewiczow, zupe w pieca odstawila i swoja, 
Iwanowiczow, postawila. Nie mogla to zupe Pawlowiczow zamiast naszej, 
Aleksiejewiczow, odstawic? Bielomorie dobrze by jej zrobilo, 
zreedukowalaby sie. Ja ciagle pisze i pisze do Organow, ze Maria 
Antonowna Iwanowicz jednostka antysocjalistyczna jest i nic, ona ciagle 
w domu i nam zupe odstawia. Ja sie nie skarze na Organy, tylko na 
Marie Antonowne Iwanowicz. Ale gdzie one sa?

Mnie orez by sie przydala na wypadek, jakby Maria Antonowna 
Iwanowicz zupy naszej odstawiac nie przestala.

     Aleksiej Aleksiejewicz, Bohater Wielkiej Wojny Ojczyznianej, 
     Odznaczony.

                    DO ROZZWIAZKU RADZIECKIEGO

Najwiecej u nas miejsca zajmuja ordery Aleksieja Aleksiejewicza, 
weterana wojny ojczyznianej. Co moja zona, Maria Antonowna Iwanowicz 
zupe na piecu postawi, to wpadaja i potem w zebach zgrzyta. Ale jak sie 
je wywiesi za oknem razem z Aleksiejem Aleksiejewiczem, to miejsce dla 
bomby bedzie. I dla nas tez, to znaczy dla rodziny Iwanowiczow. O 
Pawlowiczach nie wspominam, bo to chuligani.

To ja bym ten stos atomowy po ekonomicznemu sobie przyprywatyzowal. 
Obiecuje, ze nie bede go uzywal, chyba ze w razie koniecznej potrzeby, 
to znaczy jakby Aleksiej Aleksiejewicz sie opieral.

     Iwan Iwanowicz, Kandydat Nauk

                              CZALO!

Jestem Pawel Pawlowicz, ale mowcie mi Alek Caponow.

My razem z Lukiem Brando zakladamy Szolbiz. Moze nie wiecie, kto to 
jest, bo on przed Gorbaczowem nazywal sie Fiedia Zopowski.

Mozemy wziac ze trzydziesci megatonow i pare ICBMS-ow. Wiecej na 
razie nie potrzebujemy, moze jak nam sie firma rozwinie.

Zreszta zalezy to od tego, czy sie nam uda wykonczyc Kandydata Nauk 
Iwana Iwanowicza konwencjonalnie. Aleksiej Aleksiejewicz to nie jest 
problem, on stary i zreszta wczesniej zalatwi go Kandydat Nauk Iwanowicz 
w sprawie zupy.

Zenk you wasza macz.

________________________________________________________________________

Redakcja "Spojrzen": Jurek Krzystek (krzystek@u.washington.edu)
                     Zbigniew J. Pasek (zbigniew@engin.umich.edu)
                     Jurek Karczmarczuk (karczma@frcaen51.bitnet)
                     Mirek Bielewicz (bielewcz@uwpg02.uwinnipeg.ca)
stale wspolpracuje:  Maciek Cieslak (cieslak@ddagsi5.bitnet)

Copyright (C) by Jurek Krzystek 1992. Copyright dotyczy wylacznie
tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem
zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu.

Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji.

Prenumerata: Jurek Krzystek. Numery archiwalne dostepne przez anonymous
FTP, adres:  (128.32.123.30), directory:
/pub/VARIA/polish/dir_spojrzenia

____________________________koniec numeru 44____________________________