______________________________________________________________________
                                            ___
             __  ___  ___    _  ___   ____ |  _|  _   _  _  ___
            / _||   ||   |  | ||   | |_   || |_  | \ | || ||   |
           / /  | | || | |  | || | |   / / |  _| |  \| || || | |
         _/ /   |  _|| | | _| ||   \  / /_ | |_  | |\  || ||   |
        |__/    |_|  |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_|
                          |___|
_______________________________________________________________________

    Piatek, 14.04.1995          ISSN 1067-4020             nr 122
_______________________________________________________________________

W numerze:

          Katarzyna Nazarewicz - Idealny polityk
          Tadeusz K. Gierymski - "Praczka" wraca do Polski
                Michal Babilas - Sen Srebrny Piotra S.
                  Zenobi Cyrus - Odpowiedz na list
 Pawel Mikulski//Pawel Penczek - Listy do redakcji

_______________________________________________________________________

Drodzy Czytelnicy. Swiat obchodzi mala rocznice. 18 germinala roku III,
czyli 7 kwietnia 1795 wprowadzono cos, co przesladuje nas do tej pory,
mianowicie system metryczny. Dwiescie lat minelo, a bogobojni
uzytkownicy cali i funtow ciagle sie musza uzerac z europejskimi
centymetrami, czy innymi kilogramami. Na szczescie uchroniono nas od
doby z dziesiecioma stuminutowymi godzinami, pomogly nam sympatyczne
zydomasonskie organizacje mafijne produkujace zegarki...

Pora na banaly okolicznosciowe. Przyjmijcie od nas najserdeczniejsze
zyczenia milych i slonecznych Swiat Wielkiej Nocy. Niech Wam rodziny
Wasze, blizsze i dalsze, dokladaja kolejne cegielki do Waszego sensu
zycia. Niech i Wasze duchy i ciala odczuja owo odrodzenie, ktore
Wielkanocy towarzyszy - jesli ktos przyjal takie spojrzenie na Calosc
- w sferze metafizycznej, ale dla wszystkich na pewno w sferze
klimatycznej. W imieniu redakcji Jurek Karczmarczuk.

________________________________________________________________________


Zycie Warszawy, 14.X.1994; znalazl Z. Pasek

Katarzyna Nazarewicz

                            IDEALNY POLITYK
                            ===============

Katarzyna Nazarewicz rozmawia z dr hab. Krzysztofem
Korzeniowskim z Instytutu Psychologii PAN.

- Stworzymy dzisiaj, panie docencie, poradnik dla politycznego
karierowicza. Wybory prezydenckie przed nami, a politycy bladza,
denerwuja wyborcow. Mowie panu, tak dalej byc nie moze. Dlatego bedziemy
dzisiaj probowali opisac idealnego polityka-rodaka. Jaki powinien byc
ten ideal w Polsce?

- Idealny? Czyli najlepszy dla kraju?

- Niezupelnie. Najpopularniejszy dla elektoratu. Najchetniej
przyjmowany przez wyborcow. Jakie powinien miec cechy, co mowic do
ludzi, zeby go polubili i wybrali chociaz na prezydenta? Zeby sie dali
mu poniesc i zaczarowac.

- Ale - podkreslam - jestem strasznym empirysta i opieram swoje
przypuszczenia na twardych faktach, malo teoretyzuje. Wiec zaczne od
konca: jaki nie powienien byc polski polityk, jakiego ludzie nie chca?
Ostatnie badania pokazuja, ze nasze spoleczenstwo przede wszystkim nie
zaakceptowaloby polityka z mniejszosci, jakiejkolwiek: narodowej,
religijnej, seksualnej itd.

- Wpisuje wiec na liste: idealny prezydent to Polak, heteroseksualista,
a jesli religijny - w przypadku faworyta innego niz z lewicy - to
katolik.

Jedna ogolna uwaga: rzeczywiscie tego typu charakterystyki nie bardzo
daja ujmowac sie w kategoriach politycznych, a raczej w ludzkich,
psychologicznych. Polakom, nie tylko im zreszta, obce sa terminy
opisujace polityczne opcje i zalozenia programowe. Nasze badania nadal
ujawniaja slaba znajomosc pojec z tej grupy; ludzie nie potrafia
zdefiniowac slowa demokracja, myla partyjne identyfikacje politykow, nie
interesuja sie ich programami. Raczej patrza i czuja, czyli oceniaja
wyglad, badaja, jakie emocje budzi w nich konkurent do wladzy, w jaki
sposob do nich mowi. Bardzo wyraznie widac to w rankingach popularnosci,
bo to co wyroznialo politykow, forowalo ich na czolo list, to elegancja.
Profesor Skubiszewski zawsze ma swoich wiernych zwolennikow, dla ktorych
jest uosobieniem klasy, szyku i <>'u.

- Wiek bez znaczenia?

- Bez specjalnego, chociaz lepiej, zeby nie byl za mlody lub za stary.
Taki w srednim wieku, dobrze utrzymany, odchodzony i wysportowany.
Wyjatkiem jest tutaj nadal Jacek Kuron, ktory podobno zaczal wreszcie
nosic garnitury, ale i tak nigdy juz nie zdobedzie opinii eleganta.
Kuron nadrabia bowiem inna cecha, rownie podstawowa dla czarowania
wyborcy - on jest komunikatywny.

- Wazne zapewne takze, jak blisko w tym, co komunikatywnie mowi, jest
spraw ludzkich, a jak daleko politycznych. Kuron, rozmamlany
mlodziezowiec, nie mowi ludziom o polityce, ale o tym, jak im sie zyje.

- Ludzie politycznych deklaracji nie chca, bo ich - po prostu - nie
rozumieja. Jezeli przypomnimy sobie z dawnych czasow przemowienia
Tadeusza Mazowieckiego, to nie ulega kwestii, ze dla wiekszosci
spoleczenstwa byly one calkowicie niezrozumiale. Odbiorca jego tez -
inteligent - wiedzial, o czym mowi premier i dlatego do dzisiaj czesc
inteligencji trzyma sie Mazowieckiego. Ludzie bardzo wyraznie oczekuja
od kandydata na prezydenta zainteresowania ich sprawami bytowymi; w
wynikach badan nadal wyczuwa sie silna nostalgie za panstwem
opiekunczym. Tu nawet nie chodzi juz o okrzyki "Komuno, wroc!", ale
raczej o fakt, iz ogromna masa ludzi nadal obciaza panstwo
odpowiedzialnoscia za wlasny los. W latach 1990-1991 wyraznie to
zjawisko wzrastalo, a teraz niezmiennie utrzymuje sie na wysokim
poziomie.

- Polityk powinien byc przyswajalnie elokwentny...

- ... ale nie moze sie madrzyc. Powinien mowic potoczyscie i prosto.
Nie moze byc flegmatyczno-stekajacy, raczej sie nie powinien jakac, w
zadnym wypadku seplenic. Ma mowic jak czlowiek inteligentny, madry,
wyksztalcony, ale - jednoczesnie - w sposob zrozumialy, rozbijajacy
granice miedzy wyksztalconymi i niewyksztalconymi.

- Ludzie powinni myslec o nim: "taki inteligentny, jak ja"?

- Nie jestem pewien, czy nadal Polacy nie lubia postrzegac polityka
jako lepiej od nich wyksztalconego, ale umiejacego sie normalnie z
ludzmi dogadac. Kandydat na prezydenta musi byc kims, ale takim kims,
ktorego sie rozumie i jest sie w stanie zaakceptowac.

- Czy idealny polityk powinien byc wielowymiarowy? Czy ma zblizac sie
do idealu na wielu plaszczyznach, miec co najmniej kilka
idealnopodobnych cech, czy raczej jedna, ale za to silnie zaznaczona?

- Ludzie koncentruja sie na jednej, dwoch cechach, bo nie sa w stanie
utrzymac uwagi na wielu. Kandydat na prezydenta powinien skupic sie na
podkreslaniu chociazby polskosci oraz - na przyklad - troski o ludzi.
To, umiejetnie rozegrane, da mu wielu zwolennikow. Co dalej? Spokoj.
Ludzie lubia spokojnego polityka. Jezeli ktos sie zlosci, jest agresywny
- wywoluje niepokoj. Z drugiej strony prezydent nie moze byc stoickim
pragmatykiem. Ma byc z temperamentem, ale utemperowany. Ma prezentowac
sile charakteru, moc sprawcza, podkreslac swoje dobre strony, mowic o
sukcesach, o twardym parciu do przodu. Te cechy wyborcy lubili niegdys w
Walesie i Moczulskim.

- Kiedy jednak polityk przesadzi z prezentowaniem samozadowolenia -
jego popularnosc gwaltownie maleje. A kiedy wskaznik popularnosci
zaczyna  spadac - to, tak przynajmniej pokazuje nam najnowsza historia,
juz nigdy nie osiaga poprzedniego poziomu. Ratunkiem dla tych, ktorzy
zaczynaja tracic w oczach swojego elektoratu powinna byc mile
przyswajalna demagogia - czy ona zawsze dziala?

- Otoz zawsze nie. Spoleczenstwo polskie w ostatnich latach
"odideologizowalo sie" i "spragmatycznialo". Jednym z aspektow tego
zjawiska jest to, ze przestaly sie juz liczyc rodowody, zaslugi,
styropiany. Zatem dzisiejszemu kandydatowi na prezydenta odpada juz
retoryka styropianowa. Co do demagogii ideologicznej nadal dzialaja
hasla ogolne z kategorii patriotyczno-ojczyznianych.

- Ale juz prawie nikogo nie bierze antykomunistyczna martyrologia.
Klasa polityczna zmienia swoj rodowod, czego najlepszym dowodem sa rzad
i parlament. To co ma mowic swoim wyborcom idealny kandydat na
prezydenta?

- Obiecywac, obiecywac, obiecywac. Jak najwiecej i jednak jak
najkonkretniej.

- Koniec z ogolnymi obietnicami powszechnego dobrobytu?

- One takze dzialaja, fenomen Stana Tyminskiego nadal moze byc tutaj
wskazowka, ale jednoczesnie nie zapominajmy o sukcesie programu Pawlaka.
Obietnice zmian w postulatach PSL byly konkretne bo dotyczyly jakichs
wydzielonych problemow zwiazanych z rolnictwem. Nawet jezyk, jakim o tym
mowiono, byl dla kogos z miasta gorzej zrozumialy. Warto jednak bylo
koncentrowac sie na wyborcy ze wsi, bo to sila ludzi.

- Skupmy sie jeszcze na chwile na fenomenie Tyminskiego, bo nam sie
historia moze powtorzyc. Umial on stworzyc sobie prawdziwie bajkowy
image. Zadbany biznesmen o tajemniczym rodowodzie, czlowiek znikad,
kaleczacy umilowany jezyk polski, patriota, dosc przystojny...

- ... niech pani mowi za siebie...

- ... maz obcokrajowej zony. Jednoczesnie talent hipnotyczny, czesto
odwolujacy sie do swiata tajemnic, do konca nie otwierajacy czarnej
teczki. Ludzie lubia sztuki magiczne w kampanii wyborczej?

- W ogole lubia myslec magicznie. Ktos, kto umie skupic sie w dzungli
odpowiada na spoleczny glod sztuk tajemnych. Tyminski potrafil
jednoczesnie odpowiadac na dziesiatki pytan jednym cytatem z Mickiewicza
- to bardzo podobne zjawisko. Odpowiadanie przenosnia jest wypowiadaniem
zaklec. Z drugiej strony przestaly byc nosne hasla religijne.

- Matka Boska w klapie - czy to dzis bierze?

- Wrzawa wokol Jozefa Oleksego kleczacego w Czestochowie jest wlasnie
dowodem na to, ze manifestacja uczuc religijnych - albo tez ich
publiczne odtajnianie - nie robi dobrego wrazenia, moze nawet
kompromitowac. Idealny kandydat na prezydenta jest religijnie dyskretny.

Pamietajmy jeszcze o jednej rzeczy: niecale 7 procent Polakow ma wyzsze
wyksztalcenie, 30 procent - srednie. Cala reszta - co najwyzej
zasadnicze zawodowe. Wsrod tych ludzi jest wielu podatnych na radykalne
hasla, malo elastyczne oceny rzeczywistosci, nadmierne uproszczenia.
Widza oni swiat bipolarnie: dobry - zly. Do tego wszystkiego alienacja
polityczna wyzwala radykalizm: ludzie majacy poczucie, iz znalezli sie
daleko poza nawiasem zainteresowania wladzy i trzeba jej - nawet sila
-  otworzyc oczy. Latwiej zaspokoic glod szybka i prosta potrawa, niz
smakowac i dlubac w homarze. Ostre ciecia w programach wyborczych - o,
to jest nadal dobre.

- Oczekiwalam w czasie ostatnich wyborow, ze liberalowie wyciagna
lekcje z fenomenu Tyminskiego i swoje hasla gospodarcze ubiora w
kostium bajkowego Kopciuszka: kazdy prosty swojak z ludu moze w
poswiacie kapitalizmu dorobic sie fortuny. Ale nie udalo sie.

- Bo Tyminski dorobil sie pieniedzy nie w Polsce. To proste. W Polsce,
kto ma szmal, jest aferalem.

- Wedlug rodzimej definicji, biznesmen to czlowiek czasowo przebywajacy
na wolnosci. Czyli - wracajac do poradnika polityka - ukrywac uczucia
religijne oraz zrodla dochodu. A co z prezentacja rodziny? Czy juz
jestesmy tak swiatowi, ze przyszedl czas na kampanie prezydenckie u boku
wlasnych zon?

- Nie bylbym taki pewien. Zona w Polsce ma siedziec w domu. Po co sie z
nia wozic na wiece. Nasze pierwsze damy nie urodzily sie w kapeluszach,
nie wyglaszaja toastow, siedza z dziecmi. Wywiady z czasopism kobiecych
z zonami politykow: Parysa, Niesiolowskiego, Lopuszanskiego
potwierdzaly to. - I dobrze - mysli wyborca - umial sobie chlop
ustawic zycie.

- Pamietam, jak w Biurze Politycznym zasiadala towarzyszka Zofia Grzyb,
czyli obowiazkowa reprezentantka drugiej plci. No i problem byl z glowy.
A co by bylo, gdyby nagle jakas kobieta sama zaczela walczyc o
prezydencki fotel w Polsce?

- To przegra. Tak przypuszczam. Chyba, ze postawi na akcentowanie
swojej malej kobiecosci. Te panie, ktore zdobyly uznanie spoleczne sa
fachowe, precyzyjne, chlodne, perfekcyjne zawodowo, nie potrafiace
gotowac, bezdzietne - najlepiej w ogole bez meza.

- Mezczyzna-polityk ma wieksze szanse, jesli nie pokaze uzaleznienia od
kobiety?

- A tego to ja juz nie wiem.

- Liczylam na taka odpowiedz.

- Dobrze, przyznaje - jestesmy spoleczenstwem tradycyjnym i z tym musi
liczyc sie przyszly prezydent. Dodatkowo ludzie nie ukrywaja leku przed
utrata pracy, zagubienia i zmeczenia, wiec zloszcza sie, kiedy slysza o
nowej Polsce pelnej fachowcow. Ludziom nie mozna mowic "Wezcie sprawy w
swoje rece", jesli jest im trudno utrzymac kieliszek. Nowoczesne hasla
robia u nas klape.

- Zatem podsumujmy i zaryzykujmy. Jako czlonkowie kierownictwa partii Y
musimy wystawic idealnego kandydata, Czy - biorac pod uwage wszystko,
o czym juz rozmawialismy - nie powinnismy postawic w szranki czlowieka
o kompletnie nowej twarzy, kogos nieznanego, spoza ukladu?

- I moze nawet pokazac go wyborcy w ostatnim momencie. A w dniu
wyborow, najwazniejszym momencie gry o wladze, byc moze nie powinien on
pojsc do urn, albo zadbac, aby nie bylo przy tym telewizji. Wiadomo, ze
jesli juz tam idzie, to nie po to, zeby glosowac na konkurencje. A na
siebie? O, tego ludzie tez nie lubia.

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

Kilka pytan populisty dyzurnego. Powyzszy dialog stanowi pewna zgrabna
calosc, pewna aktualna wizje, bardzo ciekawa i stad, z perspektywy
normandzkich zab, bo tu kampania prezydencka w calej krasie i politycy
robia taki mediatyczny cyrk, ze prosze siadac. Wiekszosc uwag p.
Korzeniowskiego ma wymiar uniwersalny. Schludny, dynamiczny i o
"normalnych" upodobaniach winien byc tez kandydat na kierowce autobusu.

Ale mam pare pytan, bo nie wszystko odbieram zwlaszcza w kontekscie
oceny polskiego wyborcy. Bohaterowie dialogu wydaja sie przypisywac
kleske liberalow tym, ze interesowali sie oni zarabianiem pieniedzy w
Polsce, a to w folklorystycznej definicji oznaczalo nieuczciwosc. Polski
biznesman to w potocznym rozumieniu zwykly bandzior, taki juz mamy
narodek, ktory rozumie, ze jeno w Ameryce sa Prawdziwi Biznesmani.

Ale z kolei wedlug amerykanskiego czlowieka interesu, p. Jaglowskiego,
ktorego goscilismy tu jakis czas temu (<> 113), Polacy w
ogole nie lubia biznesu, nawet Amerykanow tez, a moze zwlaszcza. Nawet
ksieza, co oznacza, ze i ci zostali przezarci duchem komunizmu? Wiec
Tyminskiego tez powinni byli odrzucic. A z kolei sondaze wykazuja, ze
ponad polowa Polakow jest za powszechna prywatyzacja. To jak to jest?
Wedlug <> 83% Polakow uwaza szybkie dorobienie sie i w ogole
tzw. interesy za godziwy ideal! Juz nic nie wiem. Moze po prostu
wszelkie uogolnianie i przykrawanie polkiego spoleczenstwa do swoich
madrzejszych lub glupszych wizji jest naduzyciem? Moze jestesmy zbyt
skomplikowani, zbyt niestabilni, aby dalo sie nad wsadzic w ramki o
okreslonym kolorze?

Faktem jest jednak, ze z szarego obszaru miedzy polityka a biznesem
pachnie brzydko. Czy to nasz trunkowy wyborca jest winien temu?
Poczytajmy prase. Popatrzmy na zatrzesienie afer finansowych, na
premierow dajacych ciala zagranicznym firmom, na fundacje rzadowe, ktore
zamiast cos robic, graja na gieldzie cudzymi pieniedzmi, i tak dalej.
Czy to nasz plebs rodzimy, prosto od lopaty, lansowal hasla wyborcze w
stylu "masoni na zydow i odwrotnie" (nie cytuje doslownie, bo tak
szanuje copyright, ze oryginal mi przez gardlo nie przejdzie).

Wiec jeszcze tylko ostatnie pytanie: jesli zgodzimy sie, ze naszego
wyborce trzeba wychowac, to kto ma to zrobic? I to nie jest retoryczne
pytanie! Pomozcie Rodacy! J.K_uk.

________________________________________________________________________


Z cyklu: Jak o nas pisza

Tadeusz K. Gierymski

                       "PRACZKA" WRACA DO POLSKI
                       =========================


Duzo pisze sie ostatnio o skradzionych przez niemieckie,
sowieckie i alianckie armie dzielach sztuki w czasie drugiej wojny.
Niedawno delegacja rosyjska, ku zdumieniu uczestnikow trzydniowego
sympozjum w Nowym Jorku, zapowiedziala wystawe obrazow Goyi, El Greca,
Degasa, Tintoretta, Maneta, Corota i Renoira w Moskwie, przyznajac, ze i
te, i niezliczona ilosc obrazow, ksiazek i archiwalii z roznych krajow
Europy znajduja sie w roznych muzeach Rosji i bylego Zwiazku i sa lupem
wojennym. Kiedy, czy i jak zostana one zwrocone, czy odkupione, bo i o
tym jest mowa - to inna sprawa.

Opisze historie zwrotu "Praczki", obrazu holenderskiego mistrza
Gabriela Metsu. Byl w Lazienkach, skad skradli go Niemcy
podczas wojny, a powojenny rzad polski zapisal go na liste
zrabowanych zabytkow.

Kto go posiadal, gdzie ten obraz byl przez wiele lat, pokrywa tajemnica.
Anonimowy posrednik sprzedal go na aukcji w Monachium w 1984 r.
anonimowemu nabywcy za 24 000 dolarow. Cztery lata pozniej znow
podobnie zmienil wlasciciela w Monaco za posrednictwem slawnej firmy
licytacyjnej Sotheby's za 120 000 $. Katalog podal, ze obraz zostal
sprzedany w Hadze w 1749 r., w Amsterdamie w 1773 r., a po wojnie
"znajdowal sie w prywatnej kolekcji w Niemczech". Gdy Sotheby's  znow
zaofiarowal obraz na licytacje 15 stycznia 1993 r. za 70 000 -
90 000 $, katalog nie wspomnial, ze obraz byl w Niemczech - jego
proweniencja konczyla sie na Lazienkach.

Polski restaurator dziel sztuki z New Jersey, Ryszard P. Boncza,
kwestionowal sprzedaz, a polskie wladze zlozyly protest; Sotheby's
wycofal obraz zastrzegajac, ze jesli Polacy nie udowodnia swego prawa
do obrazu, beda odpowiedzialni za poniesione straty przez wlasciciela i
firme.

15 listopada 1994 r. "Praczka" odleciala do Warszawy po skomplikowanych
negocjacjach i kupnie obrazu. Wiktor Markowicz, zamozny przedsiebiorca,
ktory wyjechal z Polski po wojnie osiedlajac sie najpierw w Izraelu a
pozniej w USA, hojnie ofiarowal duza sume, okreslana na 50 000 $, na
kupno obrazu przez Polish Institute of Arts and Sciences w Nowym Jorku.
Sotheby's dolozylo nieujawniona kwote, ktora, wnioskujac z proponowanej
ceny w katalogu, moze nie wynosic wiecej niz 20 000 $.

Martin Jaffe, adwokat reprezentujacy firme p. Markowicza, nie byl
calkowicie zadowolony z tej transakcji, twierdzac, ze wolalby nie placic
za obraz, ktorego Polska nie powinna byla stracic.

    Nie jest to dobry precedens. Ale, w sumie, byl to  najszybszy i
    najmniej kosztowny sposob  [odzyskania obrazu]

oswiadczyl.

Pani Marjorie Stone, adwokat Sotheby's, odmowila komentarza na temat
zlego precedensu. Nawet nie potwierdzila, ze jej klient fundowal czesc
zakupu. Ryszard Boncza przyjal kompromis jako lepszy od dlugiego
procesu, ktory, jego zdaniem, Polska wygralaby.

Pani Constance Lowenthal, dyrektorka International Foundation for Art
Research w Nowym Jorku, i inni przedstawiciele swiata sztuki okreslili
cala transakcje tak:

    ...  jak najbardziej nieodpowiednia decyzje
    przypominajaca okup, mimo ze  czasem okolicznosci zmuszaja
    okradzionego  wlasciciela do odkupienia swojej wlasnosci.

Pani Stone zaprzecza, ze te sprzedaz mozna utozsamiac z paskarskim
okupem:  Sotheby's bylo przekonane, ze sprzedajacy byl  prawnym
wlascicielem  ale wycofalo obraz z licytacji, by uniknac nieprzyjemnych
scysji.

NYT zauwaza, ze amerykanscy platnicy podatkow w efekcie beda
subwencjonowac ten zakup, gdyz dary dla Polish Institute for Arts and
Sciences znizaja podatki ofiarodawcom.


Kilka slow o malarzu i jego tworczosci.

Gabriel Metsu (Metzu) (1630?-1667) urodzony w Leiden, przeniosl sie
na reszte zycia do Amsterdamu. Malowal najpierw rozne biblijne sceny,
ale najlepsze jego plotna to mieszczanskie sceny rodzajowe, w ktorych
wyroznial sie subtelnym uzyciem swiatlocieni i faktury. A wlasciwy tytul
obrazu to "Sluzka pioraca bielizne w drewnianym szafliku przy otwartym
oknie".

(oparte w czesci na NYT 11.17.1994)

________________________________________________________________________

Michal Babilas

                         SEN SREBRNY PIOTRA S.
                         =====================

                                 czyli

                          Piwnica pod Baranami


Pewnego razu, w roku owym (czyli 1956) znaleziona zostala
malenka piwnica, a grupa osob, ktora te piwnice znalazla, to miedzy
innymi Wieslaw Dymny, Piotr Skrzynecki, Kazimierz Wisniak, Bronislaw
Chromy, Dorota Terakowska i Krzysztof Penderecki. Poczatkowo piwnica
miala byc klubem artystycznym podzielonym na sekcje. Ale zanim
cokolwiek, trzeba bylo mur zburzyc i wegiel usunac, i kominek oczyscic,
co zrobil na pewno Jozef Sulma, ktory wszedl do tego kominka i po
prostu sam soba ten kominek wyczyscil.

A wlasciwie to zgromadzenie, ktore znalazlo piwnice wiosna 1956,
powstalo znacznie wczesniej - a klub zaczal sie od sprzedawania kawy,
strasznego balaganu i niezgodnosci pogladow, z czego wynikaly spotkania
zupelnie przypadkowe, nastepnie wino, nastepnie tance do rana przy
swiecach.


                           Rozmowki chlopskie
                           ------------------

autorzy: Andrzej Bursa, Jan Guntner
wykonawcy: Tadeusz Kwinta, Jan Guntner

    - Co wom powim, to wom powim. Picassa rozumiem,
    Pigona szanuje, ale tych taszystow to nam nie potrza.

    - Ee, co wy tam godota?

    - A propos godota, znacie te stuke <>? To je fajna
    stuka, cisty egzistencyalizm.

    - A bedzieta to w spoldzielcej swietlicy wystawiac?

    - Wicie, kumie, u nas we wsi to som trzy partyje. Przewodniczacy
    to by kciol wystawic Zirodu, lebo onego uja...  uja...  jak mu
    tam...  Anuja, a sekretarz partyji mowi: Ni, nam potrza stuki
    narodowej i kazuje wystawic Gombrowicza. A najgorzy to jest ze
    ksiedzem, ten ci zebral wszystkie dzieuchy we wsi i mowi, ze trza
    Moriaka na scene przerobic a wystawic. I badz tu kumie madry z ona
    kultura i perwersyja.

    - U nas to jeszcze gorzy. Przyjechali plastycy z Krakowa dekurowac
    swietlice i widzicie co zrobili? Cysty kapizm! Jak to przewodniczacy
    zobaczyl, jak sklon, co wy se myslicie, pado, tak se mozecie gdzie
    na indywidualnym. A tu na spodzielcym to by mi sie zdalo tak bardziej
    abstrakcyjnie, taka, wicie, plastyko rytmicno!

    - Lo mnie sie muzyka zacyna lod tych...  no...  dodekafonistow. A
    najbardzi to sie lubuje w onej syntetycnej.

    - Wicie, kumie, wyscie to taki snob. Mowicie o tej muzyce syntetycnej,
    a jak przejsc kole waszej chalupy, to nic ino ciegiem Bach i Bach.

    - Ee, to babka slucha - wicie, stare pokolenie.


Od roku 1956 do 1958 odbyly sie bodaj cztery programy, wlasciwie bez
tytulow. Jeden program odbyl sie tylko jeden jedyny raz, a to za sprawa
Joanny Olczak, ktora wykonala strip-tease polityczny, bedac rozbierana z
wegla, zboza, wolnosci i innych rzeczy tego rodzaju. Programy odbywaly
sie w nieokreslonej porze - czasem rano, czasem wieczorem, czasem po
poludniu, wystepowali takze przypadkowi cyganie i kazdy, kto chcial.
Krzysztof Litwin w tamtych czasach przewaznie komponowal (zwolnilo go od
tego dopiero przybycie do Piwnicy Zygmunta Koniecznego), Tadeusz Kwinta
spiewal, Jan Guntner czytal wiersze Andrzeja Bursy, a Bursa wysmiewal
sie z Guntnera i razem z nim ukladal rozmowki o sztuce nowoczesnej.
Przygrywal zespol doktora Trzcinskiego (bardziej znanego pod pseudonimem
artystycznym Komeda). Dymny czasem wystepowal z monologami, a wlasciwie
to stal na scenie i mowil do siebie, a przede wszystkim samotnie
malowal.  Czasami zas zawisal na linach i popatrywal stamtad na
publicznosc.


                                Majewski
                                --------


autor i wykonawca: Wieslaw Dymny
(tekst mowiony zawsze zniecierpliwionym, drewnianym glosem,
charakterystycznym dla innego Wieslawa tych lat).

    Rodacy i Rodaczki, Czworacy i Czworaczki. Dosc tych kabaretow
    politycznych, tych kawalow abstrakcyjnych, tych sztuczek
    podejrzanych i tego calego memlania. Wezmy przyklad z Majewskiego:
    ten nie memla, ale jak co powie, to boki zrywac. Precz z falszywa
    uluda sceniczna, pozostawiajaca wiele do zyczenia. Nie zaciemniajmy
    horyzontow mysli wspolczesnej. Na przyklad  Majewski. Nie zaciemnia.
    Zerwijmy z tym chwiejnym  balansowaniem na krawedzi egzystencjalizmu
    i wegetarianizmu. Skonczmy, skorygujmy i skonfrontujmy. Na przyklad
    Majewski. Skonczyl, skorygowal, a teraz  konfrontuje. Nie ogladajmy
    sie na rozne prady, pradziki, arabeski, frytki i frykasy. Na
    przyklad Majewski. Ten sie nie oglada. Wprowadza. Wprowadza
    mechanizacje do stajni i gdzie tylko moze. My tez bierzmy z niego
    przyklad. Wprowadzajmy, zmechanizujmy, podniesmy. Na przyklad
    Majewski. Podniosl wydajnosc z jednego hektara i przeniosl ja na
    drugi hektar. My tez podniesmy, postawmy, niech stoi. Odrzucmy od
    siebie precz te sny o Tahiti, pelne wulgarnego erotyzmu i
    rozgrzanego do  czerwonosci dadaizmu. Siegnijmy w glab dnia
    codziennego. Na przyklad Majewski - siegnal. Co tam namacal - nie
    powiedzial, ale my wiemy. To skromny czlowiek, z byle gownem nie
    wyskoczy. Dlatego to zwiazmy sie i przetnijmy.  Stworzmy i zburzmy,
    i przejdzmy nad tym do porzadku dziennego. Na przyklad Majewski.
    Przeszedl do historii,  ale on tu jeszcze wroci i jak palnie kogo w
    morde, to szkoda gadac.

Rok 1958 jest data przelomowa. Pojawil sie wowczas w Piwnicy Mieczyslaw
Swiecicki w towarzystwie Zygmunta Koniecznego. Odbywa sie uroczysta
premiera <> ze scenografia Kazimierza
Wisniaka. Byla takze sztuka Bursy <> i
wiele innych rzeczy. Jednoczesnie dalej trwaly bale, kawa, wystawy, a
nawet hazard, licytacje (miedzy innymi tworczosci Mariana Eilego -
naczelnego <>). <> w tym czasie bardzo pomagal
Piwnicy spelniajac wobec niej funkcje parasola ochronnego, nie do konca
jednak chroniac piwnicznych artystow przed gromami miotanymi przez
zwierzchnosc, uosabiana w owe lata przez tow. Grzyba. Grzyb corocznie
zamykal - dla  opamietania, zwykle pod pretekstem remontu - Piwnice na
kilka miesiecy. O oblicze ideowe piwnicy dbac takze mialy rozne
organizacje (ZSP, ZMS) formalnie sprawujace patronat nad ta wylegarnia
miazmatow.

W roku 1959, jesienia, odbyl sie program pt. <> z
dekoracjami Wieslawa Dymnego i piosenka  tytulowa Kazimierza Wisniaka (o
staruszce, ktora przy kawie i ciastku zasnela, a potem we snie umarla -
spiewala to Kika Lelicinska). Wtedy tez pojawila sie po raz pierwszy  na
scenie Krystyna Zachwatowicz, opowiadajac - miedzy innymi - o Tivoli i
Frascati, a dla ilustracji wode z siebie lal Krzysztof Litwin. Pokazal
sie na scenie Miki Oblonski, a Tadeusz Kwinta w swym niesmiertelnym
monologu rozstawial nozki kaczuszki, zeby sama stala.


                               Kaczuszka
                               ---------


tekst oryginalny z tygodnika <>
wyk: Tadeusz Kwinta.

    Grzbiet, brzuszek oraz nozki kaczuszki naklejamy na bialy karton i
    wyginamy. Miejsca oznaczone linia pojedyncza delikatnie nacinamy,
    miejsca oznaczone linia podwojna delikatnie przecinamy. Teraz nozki
    kaczuszki przesuwamy przez otwor w grzbiecie, obie strony glowki
    zaginamy do srodka, zeby szyjka przeszla przez otwor. Ogonek!
    Rowniez przesuwamy przez tylny otwor grzbietowy i wyginamy. Dziobek
    jest, tak. Nie dziobnie! Nozki kaczuszki rozsuwamy tak dlugo, zeby
    kaczuszka sama stala. Rolujemy czarny papier i przesuwamy go przez
    oczodolki. A dwa ziarnka pieprzu wsadzic w oczko - bedzie patrzec
    jak zywa!

    W nastepnym numerze - piesek.

Rok trwala <>, a w roku 1960 przedstawiono wielki
program pt. <>. Byl to okres duzej proby dla
piwniczan: Piotr Skrzynecki - na zaproszenie Marthy Gellhorn, owczesnej
zony Hemingwaya - wyjechal do Paryza na trwajace ponad pol roku dwa
tygodnie. Konferansjerke przejal Jerzy Vetulani, ale jakos wszystko nie
bardzo sie kleilo. Jednak nie dane bylo Piwnicy umrzec smiercia
naturalna - zespol "wzial sie w garsc", a i Skrzynecki znienacka wrocil.
Nastala cisza przed burza.

Jesienia 1961 laska panska definitywnie zsiadla ze pstrego konia, na
ktorym jezdzila od Pazdziernika.Towarzysz Grzyb wyrzucil Piwnice z
piwnicy. Na dekoracje, rekwizyty, piwniczne, memorabilia zrzucono z dnia
na dzien wegiel. Wyrok wydano i wykonano.

W czasach banicji Piwnicy (1962), goscinnie u "Literatow" na Krupniczej,
odbyl sie nowy program (<>), w ktorym to po raz pierwszy wystapila Ewa Demarczyk,
(odkryta w kabarecie <>) z nowymi piosenkami Zygmunta
Koniecznego, z wielka, pieknie przez Dymnego wymalowana kurtyna, z
wszelakim zelastwem potrzebnym do <>.

Pierwszy wyjazd Piwnicy poza Galicje mial miejsce w kwietniu 1962.
Wsrod frenetow warszawskiej publicznosci pokazano <> Nieodmiennie entuzjastycznie przyjmowany program
pokazano rowniez w 1963 w Opolu i w Sopocie. Tam tez rozblysla pelnym
blaskiem gwiazda Ewy Demarczyk.

Po goscinie u "Literatow", Piwnica znalazla przytulisko w Towarzystwie
Spoleczno-Kulturalnym Zydow na ul. Slawkowskiej. Kontakty (handlowe!) ze
Slawkowska utrzymywano, notabene, juz wczesniej - brano stamtad (na
kredyt!) kawe i wino sprzedawane w Piwnicy. W kwietniu 1964, przy
flakach i kawie, odegrano wieczor kabaretowy <>. Wtedy po raz pierwszy wystapila Ewa
Sadowska, Tadeusz Kwinta jezdzil na krzesle, Ewa Demarczyk i Miki
Oblonski spiewali <> (amalgamat wierszy Rilkego i Lesmiana),
a Krzysztof Litwin recytowal listy Zygmunta Krasinskiego (o tym, ze
okolica zamienia sie w pandemonium).


                               Samotnosc
                               ---------


slowa: Boleslaw Lesmian, Rainer Maria Rilke
muzyka: Zygmunt Konieczny
wykonawcy: Ewa Demarczyk, Miroslaw Oblonski


    Spisz jeszcze...  Na twych rzesach skra drobna poranku
    Strachy snia sie twej dloni - bo i drga i pala.
    Oddychaj tak bez konca. Czaruj bez ustanku.
    Kocham oddech twej piersi, ruch spiacego ciala.

    Ile lat juz minelo od pierwszej pieszczoty?
    Ile dni od ostatniej uplywa niedoli?
    Co nas wczoraj smucilo? Co jutro zaboli?
    I czy zbraknie nam kiedys do szczescia ochoty?

    Przyjdzie noc o zrenicach zaswiatowo lanich
    i spojrzy - i zabije...  Polegniem snem czynni...
    Jak to? Wiec musimy umrzec tak samo jak inni?
    Jak ci - chocby z przeciwka?...  Pomodlmy sie za nich...

    Samotnosc jest jak deszcz
    i z morza powstaje by spotkac zmierzch,
    i z rownin niezmiernie szerokich, dalekich,
    w rozlegle niebo nieustannie wrasta.
    Dopiero z nieba opada na miasta.

    Mzy nieuchronnie w godzinach przedswitu,
    kiedy ulice biegna witac ranek
    i kiedy ciala nie znalazlszy nic,
    od siebie odsuwaja sie rozczarowane
    i kiedy ludzie co sie nienawidza
    spac musza razem - bardziej jeszcze sami

    samotnosc plynie calymi rzekami...


                                               dokonczenie nastapi
________________________________________________________________________


Zenobi Cyrus (cyrus@ccr.jussieu.fr)

                           ODPOWIEDZ NA LIST
                           =================

Dzieki Tomaszowi Sendyce za uwagi dotyczace tekstu o Islamie, dal mi
wiele do myslenia. Druga czesc mojego felietonu miala (i ma) byc o
ekspansji swiata arabskiego, o kulturze i filozofii Islamu i te same
zarzuty o plytkosci spojrzenia historycznego znowu sie prosza...  Ale
mnie wlasnie *to* interesuje. Nie tyle historia natchnionego syna
ciesli, czy arabskiego sieroty, nie tyle arbitralnosc przyjecia
okreslonych dogmatow - zgadzam sie, ze trudno w oparciu tylko o to
budowac filozofie, ale pytanie, czy w tym calym duchowym swiecie sa
jakies doczesne, racjonalne prawa i jak to sie ma do mojej nudnej
wspolczesnosci. No a poza tym, taka niezbyt dobrze znana historia
czasami sama jest interesujaca. Tomasz Sendyka stwierdza, ze i tak nie
wiadomo co jest *naprawde*. Polemiki tej nie podejme, bo jak? To juz
bylo, od Platona do Tarskiego. A jednak ludzie na sile odrozniaja
ontologie od epistemologii. Tomasza, ktory odsyla "fizykow realistow" do
mechaniki kwantowej itp. zapytam: czy dla nas okazali sie wazniejsi ci,
ktorzy do tej pory bulgocza, czy funkcja falowa opisuje elektron, czy
nasz stan wiedzy o elektronie - czy tez ci, ktorzy zrobili laser?

Wiec ja chce <> ten Islam jako zjawisko realne. Nie widze
potrzeby "bronienia" Islamu, bo nie zamierzam go atakowac. Dziekuje za
zwrocenie uwagi na moje sformulowanie "wyznawcy Allacha" i
przypomnienie, ze dla muzulmanow, to nie jest jakis tam ich prywatny
bog, tylko ich sposob nazywania Jedynego Boga. Byl to u mnie skrot
retoryczny i doszukiwanie sie jakiegos odrzucania akurat "ich Boga" nie
jest wlasciwe. Tomasz Sendyka napisal sam: "jako katolicy wierzymy w
zmartwychstanie Chrystusa... ". Czy mialbym w oparciu o to zdanie
zarzucac autorowi, ze twierdzi iz ewangelicy to calkiem odwrotnie?

Dla mnie podobienstwa w zakresie metafizyki i eschatologii miedzy
wielkimi pradami monoteistycznymi sa oczywiste i napisalem to
*wyraznie*, tam nie chce szukac roznic. Ale inni szukaja. I katolicy
wiedza, ze ich niebo jest inne niz protestanckie, bo w tamtym Maria nie
zajmuje zadnej pozycji, a swietych nawet na lekarstwo, i ze Jahwe, to
calkiem inny bog niz Bog, bo Jahwe nie mial syna, itp.To prawda, ze
wielkie prady monoteistyczne sa powazane przez muzulmanow i ze nazywaja
ich, zydow i chrzescijan "dziecmi jednej Ksiegi", ale skoro Allach wydal
Prawo, ktore jest inne niz prawo Tory, czy prawo tych, ktorych wladza
wywodzi sie ze szczegolnej interpretacji Nowego Testamentu, to nie ma
gadania, bagnet na bron. Roznice w interpretacji zjawisk doczesnych,
roznice w mentalnosci politycznej, w ewolucji pojecia moralnosci, sa
roznicami realnymi i dlatego zreszta Islam mnie fascynuje.

Tomasz Sendyka widzi i inne podobienstwa miedzy religiami. Np. wszedzie
jest milosc blizniego. Hm. Pod warunkiem, ze sie odpowiednio zdefiniuje
blizniego. Jak to jest w religiach opartych na systemie kastowym?
Stabilnosc rodziny? Byly i odlamy Islamu i sekty parachrzescijanskie,
ktore kompletnie odrzucaly to pojecie. Tomasz pisze, ze w religiach cos
jest, bo przetrwaly, a w komunizmie i faszyzmie - nic. Hm. Stabilnosc
rodziny i solidarnosc narodowa/klasowa (niepotrzebne skreslic) nalezaly
do kanonow nazistow i tzw. moralnosci socjalistycznej tez. Pewnego
rodzaju komunistami byli wczesni chrzescijanie, czy zbuntowani
niewolnicy. Nacjonalizm, nietolerancja, tyrania wladzy i aparatu
policyjnego, gwalt na wolnosci myslenia - to sa dopiero trwale,
najtrwalsze zdobycze ludzkosci! Obecne w kazdej epoce historycznej, pod
kazda szerokoscia geograficzna. To jest nic? To jest dopiero religia
uniwersalna.

We *wszystkich* pradach myslowych u ludzi, nawet najbardziej paskudnych
jest "cos". Skoro na swiecie panuje niesprawiedliwosc i nieporzadek, to
mozna sobie wymarzyc sprawiedliwosc i porzadek pozadoczesny, a mozna tez
probowac opracowac metody robienia porzadku doczesnego, wiemy dobrze
jakimi narzedziami. Nie szkodzi, ze pokolenia obecne widzialy upadek
szczegolnie zdegenerowanych systemow spolecznych. To wszystko wroci. O
Prawde Prawdziwa godzi sie walczyc wszelkimi sposobami. Takze sarinem.

Powtarzam jednak, celem mojego felietonu, ktorego druga czesc jest
ciagle w lesie, nie jest walka o *prawde*, tylko dosc powierzchowne
przedstawienie Islamu jako zjawiska historycznego i kulturowego.

________________________________________________________________________


Pawel Mikulski//Pawel Penczek

                           LISTY DO REDAKCJI
                           =================


Pawel Mikulski

                 Kilka uwag na temat Eco i kary smierci
                 --------------------------------------


Umberto Eco, ktorego poza tym niezwykle powazam, napisal o
spoleczenstwie, ze dzieli sie na takich, ktorzy potepiaja kare smierci i
takich, ktorzy jej chca.

Zawsze gdy logika binarna wkracza w nauki spoleczne jak socjologia, mam
watpliwosci. A co z takimi indywiduami, ktorzy nie potepiaja <>
kary smierci, ale mimo to jej nie chca?

Pozwole sobie rozwinac te mysl, bo sam do takich naleze.

Otoz uwazam, ze spoleczenstwo ma prawo i obowiazek bronienia sie przed
jednostkami, ktore zagrazaja ogolnie przyjetym wartosciom spolecznym, a
chyba sie zgodzimy, ze prawo do zycia jest ogolnie uznana wartoscia.

Bronic sie mozna w zasadzie na dwa sposoby, albowiem tzw. resocjalizacje
wkladam miedzy bajki. Albo dlugoletnim, czesto w wypadku skazanych
mordercow dozywotnim, wiezieniem, albo pozbawianiem zycia. W obu
wypadkach chodzi o izolacje skazanego od spoleczenstwa, w zasadzie
permanentna.

Przyjeto uwazac, ze kara smierci jest bardziej okrutna niz dozywotnie
wiezienie. Nie jestem tego pewien. Sam raz w zyciu siedzialem w
wiezieniu, krociutko bo pare miesiecy w tzw. "internacie" i pomimo, ze
nie bylo to "prawdziwe wiezienie", tylko wlasnie "internat", sklamalbym,
gdybym napisal, ze nie pozostawilo to na mej psyche dosc glebokiej
skazy. A co dopiero wiezienie bezterminowe?

Podobnie przyjeto uwazac, ze przestepstwo powinno byc karane, ale kara
to nie jest zemsta. Przyznaje, ze roznica mi ucieka. Kara jest zawsze
zemsta. Pozbawienie kogos wolnosci jest zarowno proba izolowania
przestepcy od spoleczenstwa, ale tez wlasnie zemsta spoleczenstwa za
popelnienie przestepstwa. Podobnie w zasadzie z kara smierci.

Jezeli wiec pomimo powyzszych uwag w zasadzie sie zgadzam, ze w
cywilizowanym spoleczenstwie miejsca na kare smierci nie ma, to z
powodow, ktorych Eco nie wspomina i w ogole moim zdaniem sa zbyt rzadko
wspominane.

Otoz chodzi o nieodwracalnosc kary smierci. Raz wykonana, nie da sie juz
odkrecic. Tymczasem nigdy, powtarzam: *nigdy* nie da sie na 100
wykluczyc pomylki sadowej. Istnieje zawsze pewien stopien niepewnosci,
czy skazany popelnil przestepstwo, o ktore go oskarzano, czy tez nie.

Od czasu wynalezienia i spopularyzowania tzw. testow DNA w Ameryce co
roku kilka - kilkanascie osob skazanych na dlugoletnie wiezienie za gwalty
zostaje uniewinnionych, niektorzy i po 10 latach przebywania za
kratkami. Co by bylo, gdyby zostali oni swego czasu pozbawieni zycia?

Do czego prowadzi rygorystyczne stosowanie kary smierci swiadczy sprawa
pewnej Filipinki powieszonej ostatnio w Singapurze za rzekome
zamordowanie powierzonego jej opiece dziecka i innej guwernantki.
Niedlugo przed egzekucja pojawily sie zeznania innej obywatelki Filipin,
ktora zeznala, ze skazana zostala "wrobiona" przez jej singapurskiego
pracodawce. Zeznania te zostaly przez sady singapurskie zignorowane,
kobieta (matka czworga dzieci) powieszona, zas jej zwloki wydane rzadowi
Filipin. Zostala tam uznana za meczennice.

Zreszta, co tu daleko szukac. Nie tak dawno Sad Najwyzszy USA uznal, ze
nie ma powodow do dalszego wstrzymywania egzekucji pewnego skazanca,
pomimo ze obrona dostarczyla nowe dowody jego niewinnosci. Nie zostaly
one nigdy przez sad rozpatrzone.

Czy kara smierci jest wiec do obrony? Nie sadze.


                                  Pawel Mikulski  (prophet@ingress.com)

.......................................................................

Pawel Penczek

                   Ameryka z perspektywy europejskiej
                   ----------------------------------


U <> nr 121 znalazlem kilka tekstow czesciowo
przynajmniej poswieconych Stanom Zjednoczonym Ameryki. W przedruku z
<> L. Joffrin pisze, ze "filmy <> [w
telewizji, PAP] sa delikatnie a pieczolowicie przycinane, zeby nie
szokowac publiki rodzinnej". Spiesze poinformowac autora, ze *wszystkie*
filmy niezaleznie od pory dnia i roku sa w tv amerykanskiej przycinane,
czy jak tez tu sie eufemicznie pisze "edytowane" (chodzi chyba o to,
zeby nie uzyc slowa "cenzurowane"). Edytowanie polega na wycinaniu scen
zawierajacych golizne, bardziej drastycznych scen morderstw oraz
wytlumianiu tzw. "mocnego slownictwa". Ten ostatni zabieg daje zabawne
efekty, bowiem aktorzy poruszaja ustami na ekranie, natomiast z
glosnikow nie dobiega dzwiek, kazde dziecko moze sie jednak z ruchu warg
domyslec o ktore slowo z dosc w koncu ubogiego w tej mierze slownictwa
amerykanskiego chodzi.

Aby sprawe uscislic donosze rowniez, ze opisywana cenzura dotyczy
kanalow darmowych, rozsylanych droga napowietrzna (czyli trzech glownych
sieci ABC, CBS i NBC oraz rozrywkowego kanalu Fox). Kanaly te sa rowniez
czescia podstawowego pakietu telewizji kablowej, ktory w pakiecie
standardowym zawiera jeszcze kilkadziesiat innych kanalow (zaleznych od
miejsca zamieszkania i firmy serwujacej uslugi), i wszystkie te kanaly
sa cenzurowane, czyli edytowane w ten sam sposob. Filmy nieedytowane,
czyli w wersji oryginalnej, kinowej, mozna tylko zobaczyc wykupujac
osobno jeden (lub kilka) z dostepnych kanalow filmowych, oferujacych
filmy 24 godziny na dobe, przy czym tutaj obowiazuje zasada, ktora
pamietam z tv polskiej, a wiec rano Disney, wieczorem Clancy, a w nocy
<>.

Wbrew sugestii L. Joffrina, edytowanie filmow w amerykanskiej tv nie
wynika z wymagan firm oplacajacych reklamy (2-4 minut co 20 minut), a
raczej nie przede wszytkim. Moim zdaniem glowna przyczyna jest
obyczajowosc amerykanska, silnie osadzona w tradycji purytanskiej. Seks
(czy tez erotyzm) sprzedaje sie w tv amerykanskiej swietnie, ale musi to
byc seks akceptowany spolecznie, przynajmniej w warstwie zewnetrznej, a
wiec beda to <> czy tez odziane po szyje
<>.

W kolejnym artykule Umberto Eco wysuwa propozycje, aby transmisje z
wyrokow smierci nadawac w Stanach Zjednoczonych o dziewietnastej czasu
East Coast (jak sie domyslam chodzi o 7pm czasu nowojorskiego), co jego
zdaniem bedzie odpowiadalo dziesiatej w Kalifornii. Nic z tego!  Gdy w
NYC jest 7pm, w LA jest dopiero 4pm, wiec caly opisywany przez Eco plan
nie mialby szans powodzenia, bo o 4pm ludzie w LA sa w pracy.

Zamiast uciekac sie do tanich ironii postaram sie jednak obu autorow
zrozumiec - domyslam sie, ze wiedze o Ameryce czerpali z polecanego
przez J. K_uka filmu Ameryka, Ameryka.

                                   Pawel Penczek, (pawel@wadsworth.org)


- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

Dziekujemy obu Czytelnikom za interesujace uwagi. Dziekuje Pawlowi
Penczkowi za pozbawione taniej ironii przywolanie do porzadku Umberto
Eco, jednego z najbardziej znanych humanistow europejskich, ktory
przebywal w USA dluzej niz Pawel Penczek, a ktory ciagle nie zna
podstawowych realiow amerykanskich, tj. kierunku obrotu Ziemi. Niech
usprawiedliwieniem bedzie fakt, ze Eco nie zajmuje sie Ameryka z
perspektywy europejskiej, co sugeruje tytul listu Pawla, tylko walczy z
kara smierci. Dodam jeszcze, ze krytykowany przez Pawla Joffrin
*nigdzie* nie zajmuje sie sponsoringiem, tylko walczy z
nieodpowiedzialnoscia mediow i pisze m.in. *wlasnie* o obyczajowosci.
Domysl Pawla skad moi autorzy czerpali wiedze o Ameryce pozostawiam
wyczuciu Czytelnikow. Pozwole sobie jeszcze sie zdziwic, ze wedlug Pawla
*wszystkie* filmy sa cenzurowane. <>, to rozumiem,
ale <>? Jurek K_uk.

________________________________________________________________________

Redakcja "Spojrzen":spojrz@k-vector.chem.washington.edu, oraz
                    spojrz@info.unicaen.fr

Serwery WWW:
http://k-vector.chem.washington.edu/~spojrz,
http://www.info.unicaen.fr/~spojrz

Adresy redaktorow:  krzystek@k-vector.chem.washington.edu (Jurek Krzystek)
                    karczma@info.unicaen.fr (Jurek Karczmarczuk)

Stale wspolpracuja: mickey@ruby.poz.edu.pl (Michal Babilas)
                    bielewcz@uwpg02.uwinnipeg.ca (Mirek Bielewicz)

Copyright (C) by Jurek Karczmarczuk (1995). Copyright dotyczy wylacznie
tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem
zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu.

Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji.

Numery archiwalne dostepne przez anonymous FTP z adresu:
k-vector.chem.washington.edu, IP # 128.95.172.153. Tamze wersja
PostScriptowa "Spojrzen".
_____________________________koniec numeru 122_________________________