______________________________________________________________________ ___ __ ___ ___ _ ___ ____ | _| _ _ _ ___ / _|| || | | || | |_ || |_ | \ | || || | / / | | || | | | || | | / / | _| | \| || || | | _/ / | _|| | | _| || \ / /_ | |_ | |\ || || | |__/ |_| |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_| |___| _______________________________________________________________________ Piatek, 28.10.1994 ISSN 1067-4020 nr 110 _______________________________________________________________________ W numerze: Tina Rosenberg - Tajemnica panstwowa i demokracja Wladimir Woronkow - Paragraf: stan wojenny Marek Siwiec - Czas pragmatyzmu Stanislaw Dubiski - Intelektualny rabunek Michal Babilas - Historyjka bez moralu _______________________________________________________________________ <>, 6.10.1994, tlum. J. K_ek. (Tak, wiemy. Ustawa o tajemnicy przepadla w Senacie i na razie mamy spokoj. Czy na dlugo?) Tina Rosenberg TAJEMNICA PANSTWOWA I DEMOKRACJA ================================= 15-go wrzesnia Sejm, nizsza izba polskiego parlamentu, uchwalil stosunkiem glosow trzy do jednego ustawe przewidujaca kare do 10 lat wiezienia dla kazdej osoby naruszajacej tajemnice panstwowa. Tajemnica panstwowa moze byc wszystko, co zadekretuje - majac do wyboru 71 roznych kategorii - urzednik panstwowy. Jesli izba wyzsza parlamentu zatwierdzi te ustawe, zas prezydent Walesa ja podpisze, biurokraci rzadowi beda mogli swobodnie decydowac, czy publikacja, dajmy na to informacji o liczbie ludnosci Gdanska lub wiadomosci o brakach w zaopatrzeniu rynku w kielbase jest przestepstwem podlegajacym karze. Uchwalenie tego prawa w Polsce, ktora aktualnie posiada najbardziej wolna i najlepiej funkcjonujaca prase w calym dawnym Bloku Wschodnim, byloby kleska, ale kleska nie zaskakujaca. Od Wegier po Uzbekistan, rzady narzucily badz sa w trakcie narzucania ustaw wprowadzajacych cenzure prewencyjna, klasyfikujacych rutynowe informacje jako tajemnice panstwowe oraz zapewniajacych urzednikom panstwowym taka ochrone przeciw "obrazie", ze w niektorych krajach wszelka dyskusja nad polityka rzadowa zostala w efekcie skutecznie zakneblowana. Ustawy te, niekiedy ogolnikowe i metne az do smiesznosci, wkladaja do reki wladzom skuteczna bron przeciw kazdej krytyce. Wiele rzadow nie musialo nawet zaczynac od zera: po prostu reaktywowane zostaly, czasem przy zaostrzeniu przewidywanych kar, prawa, na podstawie ktorych rzady komunistyczne wtracaly dysydentow do wiezien. Niektorzy co bardziej prominentni rzecznicy swobody slowa przeszli na pozycje, ktore pomagaja te swobode ograniczac. Zeszlego roku w Warszawie prezydent Walesa pozwolil policji rozpedzic sila antyprezydencka demonstracje pod oknami swojej rezydencji. Polscy dziennikarze zaznali juz aresztowan za atakowanie politykow w prasie; autor artykulu w prowincjonalnej gazetce odsiedzial dwa i pol miesiaca za nazwanie lokalnych dzialaczy "Solidarnosci" "palantami" i "drobnymi karierowiczami i politykierami". W listopadzie zeszlego roku w Pradze parlament odswiezyl dwie ustawy z czasow komunistycznych, zabraniajace zniewazania panstwowych urzednikow i instytucji - ustawy, na podstawie ktorych 15 lat temu wtracono do wiezienia pewnego pisarza o nazwisku Vaclav Havel. Havel, aktualnie prezydent Republiki Czeskiej, wniosl petycje do nowo powolanego Sadu Konstytucyjnego o zmiane jednej z tych ustaw i sad zniosl wiekszosc jej postanowien. Havel nie wniosl jednak o zmiane drugiej z nich, ktora chroni - zgadnijcie - Urzad Prezydenta Republiki. Prawo to zostalo nastepnie szybko wykorzystane przeciw czarnej owcy, wydawcy o nazwisku Petr Cibulka, ktorego teza przewodnia jest twierdzenie, ze Havel (oraz tysiace innych niewinnych osob) byl agentem i donosicielem komunistycznej tajnej policji. Cibulka zostal oskarzony o zniewazenie prezydenta slowami takimi jak "swinia" i "brutal". Havel skorzystal co prawda z prawa laski, ale ustawa nadal obowiazuje. Nalezy byc ostroznym w oskarzaniu postaci takich, jak Vaclav Havel o naruszanie praw czlowieka. Ale ustawy ograniczajace te prawa sa duzo grozniejsze niz jakikolwiek dziennikarz, nawet tak fanatyczny i niepowazny jak Cibulka. Zas o ile ulaskawienie jest lepsze niz brak ulaskawienia, nie sluzy ono rozwianiu - a nawet je wzmacnia - poczucia, ze wolnosc prasy zalezy od kaprysu panstwa. Pomimo istniejacych praw o ochronie imienia, prasa polska i czeska sa w chwili obecnej w zasadzie wolne. Ale grozba wprowadzenia w Polsce w zycie ustawy o tajemnicy panstwowej powinna byc ostrzezeniem, ze i te kraje moga latwo upodobnic sie do swych mniej oswieconych wschodnioeuropejskich sasiadow. Konstytucja Slowacji na przyklad formuluje szerokie kategorie legalnej cenzury, obejmujace ochrone "prawa i porzadku" i "moralnosci". Senat Rumunii niedawno uchwalil ustawe zaostrzajaca kary za "obraze" urzednika panstwowego; o ile nizsza izba rowniez ja uchwali, dziennikarz praktykujacy najbardziej podstawowe dziennikarstwo dochodzeniowe - na przyklad piszacy, ze policjant bierze lapowki - ryzykowac bedzie kare siedmiu lat wiezienia. (Nie bedzie mialo znaczenia, ze wiadomosc jest prawdziwa; prawda nie bedzie miala wagi dowodu w tej sprawie.) W listopadzie zeszlego roku rzad albanski, kontrolowany przez partie, ktora coraz bardziej zaprzecza swej nazwie Partii Demokratycznej, wprowadzil prawo identyczne z tym, ktore rozwazane jest w Rumunii. Od tego czasu aresztowano juz dwoch dziennikarzy, a szereg innych zostalo pobitych, lub poddanych szykanom. Ale aresztowania wcale nie sa potrzebne; organizacje informacyjne majace za soba dziesiatki lat praktykowania autocenzury, same unikaja klopotow wyrzucajac autorow nawet najbardziej skromnych "prowokacji". Albanska telewizja usunela reportera, ktory doniosl, ze chlopi wypasaja swoje krowy na pasach startowych glownego lotniska w kraju. Rzady zachodnioeuropejskie niechcacy przyczynily sie do wzmocnienia tego zamordystycznego trendu przez zachecanie do kopiowania ustaw prasowych od dawna obowiazujacych w ich wlasnych krajach. Prawo prasowe Albanii jest niemal dokladna kopia odpowiedniej ustawy obowiazujacej w niemieckim landzie Nadrenii-Westfalii; jej tekst zostal dostarczony przez <>, bardzo zasluzona fundacje bedaca miedzynarodowym ramieniem Niemieckiej Partii Socjaldemokratycznej (SPD). Zas Rada Europy sama zachecala kraje wschodnioeuropejskie do uchwalania ustaw prasowych w przekonaniu, ze wobec ich braku rzady tych krajow moga latwo zamienic dziennikarzy w powolne narzedzia propagandy. Na Zachodzie jednak niezawisle sady oraz tradycje demokratyczne bronia przed naduzywaniem tych praw. (Brytyjski <> to niechlubny wyjatek.) Prawo o tajemnicy panstwowej obowiazujace w Nadrenii-Westfalii jest scisle i bardzo wasko ograniczone przez konstytucje Niemiec. Odpowiednie ustawy na Wschodzie nie sa w ten sposob ograniczone, a w wypadku Albanii nie sa ograniczone w ogole - decydujacy glos ma biurokracja. Prawo z Westfalii przewiduje wprawdzie kare za zniewazanie, ale niemieckie sady dowiodly juz, ze zniewazenie urzednika publicznego wymaga duzo wiecej wysilku, niz zniewazenie zwyklego obywatela. Europa Wschodnia stoi na glowie: im wiecej wladzy, tym silniejsza ochrona prawna. Innym uzasadnieniem podawanym przez obroncow nowych ustaw jest nieodpowiedzialnosc prasy. Nie ulega watpliwosci, ze wiele gazet wschodnioeuropejskich jest po prostu organami partii politycznych pelnymi sluzalczych wywiadow z zaprzyjaznionymi politykami i malo subtelnych aluzji, ze opozycja sluzy podejrzanym zagranicznym interesom. Argumentuje sie rowniez, paradoksalnie, ze kruchosc demokratycznych praw i instytucji usprawiedliwia cenzure: komunisci uzywaja wolnosci slowa, ktorej wczesniej odmawiali innym, do destabilizowania demokratycznych rzadow. Kontrola prasy jest wobec tego niezbedna, aby nie dopuscic do powrotu dyktatury. O ile zasadnosc powyzszych obaw jest watpliwa, to nie ulega watpliwosci, ze proponowane remedia sa zabojcze. Wschodnioeuropejskie koszmary senne sa prawdopodobnie rownie sprawa przeszlosci jak ustroj, ktory je spowodowal, ale istnieje wiele stopni zniewolenia, sposrod ktorych te lagodne wcale nie sa godne polecenia tylko z tej przyczyny, ze daleko im do stalinowskiego pierwowzoru. Pociag do kontroli prasy jest kacem odziedziczonym po starych czasach. Nawet dysydenci nie mogli nie przesiaknac przynajmniej niektorymi patologiami systemu, ktory oznajmial wyniki wyborow przed wyborami albo klamal w prognozach pogody. Dzisiejsi urzednicy publiczni spedzili swe zycia w systemie, w ktorym slowo przywodcy bylo prawem, a niezalezne instytucje rzadkoscia, zas uczciwa krytyka - pustoslowiem. Aktualna sytuacja nie jest calkiem przyjemna dla sprawujacych wladze i trudno sie im dziwic, ze wladzy swej oddac nie chca. Jak dotad odczuwaja zbyt slaba presje swych obywateli, ktorych wiekszosc traktuje usluzna prase jako cos normalnego i dotychczasowe praktyki cenzorskie nie narazaja ich na koszty ze strony Zachodu. Najwyzszy czas, aby zaczely kosztowac. --------------------------------- Trzy centy tlumacza dyz. Moj entuzjazm stopniowo opadal w miare postepu tlumaczenia powyzszego artykulu. Nie zamierzam podwazac intencji autorki, zgodnej z intencjami autorow listu otwartego publikowanego w numerze 109 <>. Nie szkodzi, ze ustawa chwilowo przepadla w Senacie - cala sprawa powinna sluzyc jako powazna przestroga. Najnowsze wiadomosci z Polski przekazywane przez <> (konflikt miedzy Walesa a ministrem obrony Kolodziejczykiem) swiadcza, ze tradycje demokratyczne w Polsce sa jeszcze plyciutko zakorzenione, zas tesknoty za wladza nieograniczona osadzone duzo glebiej. Nieufnie natomiast podchodze do pakowania do jednego garnka wszystkich bylych demoludow, oraz demoludow z bylymi republikami sowieckimi. Nie dlatego, abym uwazal, ze Polska jest koniecznie lepsza od Uzbeskistanu, nie dlatego rowniez, abym zaprzeczal jakimkolwiek podobienstwom pomiedzy rozwojem wydarzen politycznych w tych krajach. Chodzi tylko o to, ze podobienstwa te maja czesto zupelnie inne tlo historyczno-kulturowe i uogolnienia, ktorymi szafuje p. Rosenberg sa - hm..., jakby to powiedziec, zeby nikogo nie urazic - dosc amerykanskie, czyli malo wnikliwe. A juz otwartym niepokojem napawa mnie aluzja nawolujaca na koncu artykulu do sankcji. Historia sankcji czy to wobec Pld. Afryki, czy Haiti dowodzi dosc jasno, ze uderzaja one nieodmiennie w ludnosc ostracyzowanych krajow, podczas gdy rzadzacy na ogol niewiele sie nimi przejmuja. Jest to chyba ostatnie, czego ekonomie bylych demoludow i republik sowieckich potrzebuja. J.K_ek. _______________________________________________________________________ <>, 13-15.08.1994. Wladimir Woronkow "Solidarnosc" z okien Kremla, cz. II PARAGRAF: STAN WOJENNY ====================== Nadzieje radzieckiego kierownictwa, ze wolne zwiazki znikna same przez sie, ostatecznie rozwialy sie 17 wrzesnia. Tego samego dnia odbyl sie w Gdansku zjazd Miedzyzakladowych Komitetow Strajkowych, przyjeto nazwe zwiazku: NSZZ "Solidarnosc" i projekt statutu. Znamienne, ze mniej wiecej w tym samym czasie z komisji Suslowa przyszlo do wydzialu KC KPZR polecenie, aby natychmiast odszukac tekst konstytucji PRL i znalezc artykul zezwalajacy na ogloszenie stanu wyjatkowego. Jak na zlosc, konstytucji - dokumentu malo znaczacego dla sprawy socjalizmu - w sektorze polskim nie bylo, prawdopodobnie "przyjaciele" nigdy dotad nie potrzebowali porad wiazacych sie z ustawa zasadnicza. Trzeba bylo zamowic konstytucje w ambasadzie warszawskiej, ktora tez znalazla ja nie od razu. Rownie trudne okazalo sie znalezienie odpowiedniego artykulu. Zaden przeciez z autorow konstytucji nie smial nawet przypuszczac, by "najswietsze zdobycze socjalizmu" zostaly kiedys zagrozone. Z najwiekszym trudem wydarzenia w Polsce dalo sie podciagnac pod artykul o stanie wojennym - oglaszanym w razie zagrozenia bezpieczenstwa panstwa. Taka grozbe, zdaniem Kremla, stwarzala dzialalnosc "sil antysocjalistycznych". Od tego czasu, to znaczy od drugiej polowy wrzesnia 1980 r., KPZR jednoznacznie opowiadala sie za silowym rozwiazaniem polskiego kryzysu i nie zmienila zdania az do 13 grudnia 1981. Jak wynika z protokolow posiedzenia Biura Politycznego KC KPZR 29 wrzesnia 1980, rozpatrywano dwa warianty wprowadzenia stanu wojennego. Pierwszy - przy uzyciu wylacznie sil polskich - uznano za znacznie korzystniejszy, drugi - zakladajacy interwencje zbrojna samego Zwiazku Radzieckiego albo wspolnie z panstwami Paktu Warszawskiego - uznano za ostatecznosc. Stwierdzil to otwarcie marszalek Ustinow: "Jesli nie wprowadzi sie stanu wojennego, bedzie jeszcze trudniej. Sytuacja jest coraz bardziej skomplikowana. W wojsku zaczyna sie ferment.". Jesli Polacy sami nie uporaja sie z problemem - mowil dalej Ustinow - to "Polnocna Grupa Wojsk jest przygotowana i znajduje sie w pelnej gotowosci bojowej.". Nie jest to w zadnym razie sprzeczne z tym, co pisze w swych wspomnieniach Witalij Pawlow, owczesny rezydent KGB w Warszawie: "Radzieckie kierownictwo nie przygotowywalo wojskowej ingerencji w wewnetrzne sprawy Polski". Jak wynika z dokumentow Andropowa - szef KGB byl istotnie przeciwnikiem interwencji. Co da sie zrozumiec: KGB odegralo decydujaca role przy podjeciu decyzji o wkroczeniu wojsk radzieckich do Afganistanu; w 1980 roku bylo juz jasne, ze <> sie nie udal. Andropow najprawdopodobniej rozumial, ze i w Polsce interwencja moglaby miec skutki zgola przeciwne do zamierzonych. Moim zdaniem Pawlow myli sie w tym tylko, ze poglad Andropowa traktuje jak stanowisko calego kierownictwa. Rzeczywiscie, KC KPZR nie podjal ostatecznej decyzji politycznej w sprawie Polski. Jednak ani Ustinow, ani sztab generalny Armii Radzieckiej nie wykluczali wariantu zbrojnego. Nie bez powodu glownodowodzacy wojsk Ukladu Warszawskiego Wiktor Kulikow prawie rok przesiedzial w radzieckiej ambasadzie w Warszawie (1980-1981). Znane sa tez wypowiedzi dowodcy Polnocnej Grupy Wojsk, generala Wiktora Dubynina - ktory w 1981 r. dowodzil stacjonujaca na Bialorusi dywizja Armii Czerwonej - ze jego jednostka prowadzila przygotowania na wypadek ewentualnego wkroczenia do Polski. Poza tym nalezy pamietac o mentalnosci radzieckich generalow. Zgodnie z obowiazujaca w tamtych latach doktryna wojskowa, w razie wybuchu wojny swiatowej najwazniejszy byl europejski teatr dzialan zbrojnych. Dosc spojrzec na mape, by zrozumiec, ze radzieccy stratedzy nigdy nie zgodziliby siena istnienie w Polsce ustroju politycznego, ktory nie dawal gwarancji uczestnictwa Polski w Pakcie Warszawskim. Pod specjalnym nadzorem W tym czasie przywodcy Zwiazku Radzieckiego doszli do wniosku, ze to, co dzieje sie w Polsce, moze potrwac dlugo i miec pewien wplyw na sytuacje w ZSRR. 26 wrzesnia Biuro Polityczne podejmuje uchwale o wzmocnieniu obsady kadrowej ambasady i konsulatow w PRL. Nastepuje rozbudowa sluzb specjalnych w placowkach dyplomatycznych. 4 pazdziernika, uchwala sekretariatu KC KPZR "O uporzadkowaniu kolportazu polskiej prasy w ZSRR" wprowadzono cenzure wszystkich gazet przychodzacych do Zwiazku Radzieckiego. Glawlit (radziecka cenzura) powolal specjalna komorke, z prawem konfiskowania kazdego czasopisma, jesli zawiera ono teksty "politycznie szkodliwe". Od tej chwili nie sposob bylo dostac w Moskwie <> Mieczyslawa Rakowskiego - szczegolnie znienawidzonej przez KC KPZR - oraz <>, ktory na poczatku wrzesnia osmielil sie opublikowac wywiad z Jackiem Kuroniem. Miesiac pozniej Kreml podjal uchwale "O turystyce radziecko-polskiej", radykalnie ograniczajac podroze prywatne oraz zalecajac Inturistowi (faktycznie jedyne biuro turystyczne w ZSRR), by regularnie sporzadzal raporty na temat sytuacji w Polsce, na podstawie wypowiedzi Polakow odwiedzajacych ZSRR. Jednoczesnie zapadla decyzja, by kazdy pisarz lub uczony zaproszony do Zwiazku Radzieckiego mogl otrzymac prawo wjazdu pod warunkiem pozytywnej opinii z ambasady radzieckiej i odpowiedniego wydzialu KC KPZR ("czy jest wierny dzielu PZPR"). Nie wpuszczono m. in. Aleksandra Gieysztora i Andrzeja Wajdy - praktycznie wszystkich najwybitniejszych polskich pisarzy, kompozytorow, ludzi nauki i sztuki. Moskwie wydawalo sie, ze mozna zbudowac kordon sanitarny, ktory zatrzyma "polska zaraze". Wreszcie z pozoru malo istotnym, w gruncie rzeczy nader waznym czynnikiem w stosunkach polsko-radzieckich stala sie zmiana na stanowisku kierownika sektora polskiego w KC KPZR. Wiekszosc zgrzybialych przywodcow na Kremlu utracila juz zdolnosc samodzielnego formulowania mysli - "udzwiekawiali" jedynie to, co pisal dla nich aparat. Dlatego prosba Kani do Brezniewa, by usunal ze stanowiska kierownika sektora polskiego Piotra Kostikowa - na owe czasy dosc liberalnego i sympatyzujacego z Polska - okazala sie fatalna w skutkach. Kostikowa zastapil Wiktor Anisimow, ktory Polske i Polakow traktowal lekcewazaco, wrecz z obrzydzeniem. Brezniew chce konfrontacji Oczekiwania Kremla, ze Kania zelazna reka zacznie wprowadzac w Polsce porzadek - nie ziscily sie. 15 pazdziernika Kania zwraca sie do Brezniewa z listowna prosba o natychmiastowa pomoc finansowa. Pierwszy sekretarz PZPR twierdzil, ze wplynie to na uspokojenie nastrojow w kraju oraz umocni pozycje partii. Moskwa potraktowala prosbe przychylnie, ale postanowila wykorzystac ja do wzmozenia presji - zadajac, aby Kania zajal nieprzejednane stanowisko wobec "Solidarnosci". Polsko-radzieckie spotkanie na najwyzszym szczeblu (30 pazdziernika) potraktowano jako kolejny element nacisku - naklaniajac Polakow do wprowadzenia stanu wojennego. Spotkanie poprzedzila uchwala KC KPZR stwierdzajaca, ze "wydarzenia w PRL coraz szybciej przeksztalcaja sie w pelzajaca kontrrewolucje". Identyczne slowa padly w 1968 r. pod adresem Czechoslowacji. Komitet Centralny KPZR zalecil Brezniewowi, by "ostrzegl Kanie i Jozefa Pinkowskiego przed niebezpieczenstwem dalszych ustepstw wobec opozycji, a takze dowiedzial sie, jak polscy towarzysze oceniaja sytuacje i co zamierzaja robic dalej". Zgodnie z uchwala KC Brezniew tlumaczyl Kani i Pinkowskiemu: wszystko wskazuje, ze szczytowy moment kryzysu w Polsce jeszcze nie nadszedl. Opozycja kieruje sie starannie opracowanym planem: najpierw niezalezne zwiazki zawodowe, pozniej opanowanie srodkow masowego przekazu, neutralizacja armii, rozwiazanie Sejmu i przeprowadzenie tak zwanych wolnych wyborow. Zajadli antykomunisci jak Jacek Kuron i Adam Michnik, nie wahaja sie wzywac do porachunkow z czlonkami PZPR i zmiany istniejacego ustroju. Lech Walesa bez przeszkod jezdzi po kraju, wystepuje na tlumnych wiecach i mowi, co mu slina na jezyk przyniesie. Dlatego nie wolno czekac, az wrog zapedzi partie w slepy zaulek. Trzeba przejsc do ataku na sily kontrrewolucji, jej przywodcow i animatorow. PZPR nie ma sie juz dokad cofnac. Ma oparcie w aparacie panstwowym, wojsku, milicji, sluzbie bezpieczenstwa, ma poparcie zdrowych sil partii i narodu. W pracy politycznej z ludzmi pracy - tlumaczyl Brezniew - uwazamy za celowe propagowanie tezy, ze wlasnie sily antysocjalistyczne swa wroga dzialalnoscia przeszkadzaja w przezwyciezeniu trudnosci, jakie przezywa Polska; Tym silom potrzebne jest poglebienie trudnosci, by tym latwiej wyrwac wladze z rak partii komunistycznej i obalic ustroj. Musicie byc przygotowani na wszelkie komplikacje, szczegolnie jesli opozycja rzuci ludowej wladzy otwarte wyzwanie. Co wowczas robic? Jest oczywiste, ze partia powinna wykorzystac w walce zarowno srodki pokojowe jak i przemoc. Kania i Pinkowski wywarli dobre wrazenie w trakcie moskiewskich rozmow. Mowil o tym Brezniew na posiedzeniu Biura Politycznego 31 pazdziernika: "|Jesli chodzi o Kanie i Pinkowskiego, to obaj zrobili dobre wrazenie na mnie i najwidoczniej na pozostalych towarzyszach, ktorzy uczestniczyli w rozmowach |(chodzi o premiera Nikolaja Tichonowa, wicepremierow Konstantina Rusakowa i Iwana Archipowa, ministra spraw zagranicznych Gromyke).| To powazni, myslacy ludzie. Rzecz jasna, dopiero dzialalnosc praktyczna pokaze, ile sa warci jako przywodcy polityczni|". I dodal: "|Jesli cos wymaga przyspieszenia, to udzielenie Polsce znaczacej pomocy gospodarczej, ktora pozwoli Polakom przetrwac ten trudny czas|". I pomoc nadeszla. To paradoks, ze uchwala Biura Politycznego KC KPZR "O okazaniu Polsce pomocy gospodarczej i finansowej w 1981 r." zostala przyjeta 11 listopada - w dzien po rejestracji "Solidarnosci". Fakt, iz Kania dopuscil do legalizacji zwiazku, uznano na Kremlu za akt wymierzony przeciwko Moskwie. Ale Brezniewowi nieporecznie bylo sie wycofywac - 5 listopada wystosowal listy do Janosa Kadara, Todora Ziwkowa, Gustava Husaka i Ericha Honeckera, zawierajace streszczenie rad, jakich Moskwa udzielila "polskim przyjaciolom" oraz prosbe o pomoc gospodarcza dla Polski. Brezniew informowal o decyzji udzielenia polsce kredytu na sume 150 mln dolarow, pozyczki 190 mln dolarow na zakup zboza i zywnosci, odroczenia splaty rat polskiego zadluzenia wynoszacego 280 mln dolarow oraz o dostawach towarow z ZSRR do Polski (surowce i nosniki energii) za 150 mln rubli. Tak ksztaltowalo sie stanowisko Kremla wobec wydarzen w Polsce od polowy sierpnia do pazdziernika 1980. Zrodla, jakimi dysponujemy, pozwalaja stwierdzic z duza doza prawdopodobienstwa, ze Moskwa uznala powstanie "Solidarnosci" za najwieksze zagrozenie dla swych interesow w Polsce, nie dopuszczala nawet mysli o mozliwosci dialogu z opozycja i wlasciwie od poczatku opowiadala sie za rozwiazaniem konfliktu metoda silowa. ________________________________________________________________________ <>, 23-24.07.1994. Cykl w dwutygodniowym dodatku "+ Plus - Minus". Autor, M. Siwiec jest poslem SLD. Nie znam jego drogi do SLD, nie wiem, czy byl zwiazany z ancien regime'm, a teraz troska sie o nalezyte wykorzystanie wolnosci Ojczyzny, czy jest nowym nabytkiem o lewicowych pogladach, wywodzacym sie np. z kregow "Solidarnosciowych". Moze ktos z Czytelnikow o nim slyszal. Nie jestem zachwycony jego wizja, jest ona dosc partyjna i naiwna, ale - ciezka sprawa, polityczne pomysly prawicowej opozycji w Polsce bywaja jeszcze bardziej naiwne. Siwiec piszac o "uzasadnionych *lub nie* uprzedzeniach do Rosji" pozwala sobie na grube naduzycie. Tym niemniej do tamtejszych konsulatow i placowek handlowych winnismy wysylac ludzi, ktorzy maja do tamtych sympatie, a nie traktuja Rosjan, jak ichni dyplomaci nas, za czasow Brezniewa. Taka zemsta jest kretynstwem. A jesli inne uwagi autora zdenerwuja Czytelnika, to dobrze. To moze kiedys da temu wyraz czynnie. A jesli nie, to tacy jak Siwiec itp. beda nadal ulegac zludzeniom, ze skoro wygrali wybory i maja wiekszosc w Sejmie, to reprezentuja wlasciwe i wlasciwie interesy spoleczenstwa polskiego. J. K_uk Marek Siwiec CZAS PRAGMATYZMU ================ *Czy mielismy jasna wizje miejsca Polski w Europie i na swiecie piec lat temu, kiedy moglismy juz podejmowac suwerenne decyzje i okreslic nasze cele? Czy i o ile potrafimy byc zgodni w mysleniu o celach naszej polityki zagranicznej? Czy potrafimy w sposob odpowiedzialny zadbac o interesy naszego spoleczenstwa i panstwa? Czy udalo nam sie sprawic, by swiat nam sprzyjal i byl przychylny naszym reformom oraz staraniom o wlasne bezpieczenstwo i bezpieczenstwo naszego otoczenia? Wreszcie, jezeli juz potrafilismy okreslic strategiczne cele, to czy znalezlismy wlasciwe drogi, by je urzeczywistnic? Na te i podobne pytania coraz czesciej pojawiaja sie krytyczne odpowiedzi. Nie tylko watpliwosci, ale ostre spory o wlasciwe kierunki naszej dyplomacji zaczynaja wyznaczac lub tez ujawniaja polityczne podzialy w naszym spoleczenstwie...* Jak korzystamy z naszej suwerennosci Nie ma prostych odpowiedzi na proste pytania. Szczesciem, historia dala nam szanse zycia w wolnym kraju. Pozostaje otwarte pytanie, jak z wolnosci wynika rozumiana praktycznie suwerennosc i niezaleznosc Polski. Nie sposob rozpoczac najbardziej nawet uproszczonego wywodu od krotkiego bilansu minionych pieciu lat. A wiec bylismy politycznie i gospodarczo uzaleznieni od ZSRR, teraz nie jestesmy. Wtedy "bezpieczenstwo strachu" przy ograniczonej suwerennosci, gwarantowal Pakt Warszawski, teraz zmierzamy do gwarancji bezpieczenstwa wedlug standardow zachodnich, oferowanych przez NATO. Nie ma w Polsce obcych wojsk, nie ma jednostronnej zaleznosci gospodarczej od jakiegokolwiek panstwa, nie ma zagrozenia granic. Polska domaga sie obecnosci w w zintegrowanej gospodarczo i politycznie Europie. Ten kierunek strategii polskiej polityki zagranicznej nie budzi powazniejszych kontrowersji i jest |oczywistym osiagnieciem ostatnich lat|. Spoleczenstwo odczuwa dobrodziejstwa tak rozumianej suwerennosci, chociazby poprzez otwarcie granic i realna mozliwosc podrozowania. Mozna jednak odniesc wrazenie, ze budowa zrebow suwerennosci odbywala sie wedlug zasady prostej negacji praktyk i ideologii okresu minionego. Miejsce wasalstwa wobec ZSRR zajal najpierw antysowietyzm, potem antyrosyjskosc. Dawne elity PZPR bezkrytycznie patrzyly na Wschod. Nowe, postsolidarnosciowe ekipy, podobnie bezkrytycznie szukaly inspiracji na Zachodzie. To rozumowanie mozna by kontynuowac, ale odpowiedz na pytanie redakcji - czy mielismy wizje miejsca Polski w Europie i na swiecie piec lat temu - jest prosta. Wiedzielismy, ze ma byc inaczej. Jak - tego nikt nie przewidzial. Wizja zamoznych panstw zachodniej Europy zdawala sie modelem najlepszym, najpewniejszym i najprostszym w realizacji. Nikt tez wtedy, piec lat temu, nie wiedzial, jaka jest gotowosc cywilizowanego swiata do ponoszenia kosztow naszej transformacji ustrojowej. A najwieksza niespodzianka okazaly sie spore poklady strachu przed "nowym", jakie drzemaly i drzemia w ludziach. Swiat zmienial sie szybciej niz Polska Rychlo okazalo sie, ze proste przejscie spod parasola radzieckiego pod amerykanski jest niemozliwe. Warto jednak pamietac, ze to "Solidarnosc" i jej bezposredni nastepcy wyprowadzili nasz kraj z zaleznosci politycznej, militarnej i gospodarczej od wschodniego supermocarstwa. W tym sensie Polska osiagnela nowy etap suwerennosci. Jednak, gdy uklad konfrontacji zostal zastapiony wola globalnej wspolpracy, rychlo okazalo sie, ze na te nowa sytuacje nie widac atrakcyjnych koncepcji w polityce zagranicznej. Wielu politykow i publicystow prezentuje postawy skrajne. Pierwsza, to przekonanie o determinizmie i koniecznosci powtorki z jakiegokolwiek scenariusza historii. Druga okazuje sie traktowaniem Polski, jej sasiadow i potencjalnych sojusznikow, jak klockow lego, tj. "z Rosja przeciw Niemcom", "z Ameryka na Niemcy", "z Niemcami na Rosje" itd. Taki schematyzm jest niebezpieczny i usprawiedliwia brak pragmatycznj polityki. Czesto, lepiej lub gorzej skrywane, uzasadnione lub nie, uprzedzenia do Rosji okazywaly sie balastem w budowaniu nowej pozycji Polski. I to nie tylko wobec panstw postradzieckich. Sa bowiem i inne fobie - polski antysemityzm w pewnym momencie stal sie klopotliwy wlasnie dla panstw zachodnich. Tymczasem, jesli nasza determinacja zwiazania sie z Zachodem jest pierwszym filarem konstruowania bezpieczenstwa Polski, to jednym z kolejnych winny byc dobre stosunki z Rosja i innymi panstwami, powstalymi po rozpadzie imperium. Powodow bynajmniej nie ideologicznych, jest kilka, ale o jednym warto nigdy nie zapominac. To Stany Zjednoczone i ich sojusznicy zdecydowali, ze nowa zelazna kurtyna nie powstanie ani na Odrze, ani na Bugu. Inaczej mowiac, teza "im gorzej z Rosja, tym wieksze szanse na zachodzie" przestala byc aktualna. Polska musi handlowac z panstwami wschodnimi To cel numer jeden w nowej polityce wschodniej. Trwala obecnosc gospodarcza moze sie okazac najlepsza gwarancja konca imperialnych pomyslow wobec Polski. Za gospodarka winna isc obecnosc kulturowa. W tej dziedzinie widac w ostatnich latach regres, nie zawsze uzasadniony wzgledami ekonomicznymi. Wielkie mozliwosci prezentacji naszego kraju dac moze eksport polskich programow radiowych i telewizyjnych za pomoca lokalnych stacji nadawczych i to nie tylko do skupisk polonijnych. W tej dziedzinie nie robimy nic. Skoro o Polonii mowa, to i w tej dziedzinie prowadzimy jako panstwo polityke nieskuteczna i slabo osadzona w realiach wspolczesnego swiata. Polska realizuje romantyczno-ckliwy stosunek do naszych rodakow na Wschodzie. A im potrzeba chocby nowoczesnej wiedzy o swoich prawach jako mniejszosci. Prawach, jakie daje ustawodawstwo europejskie. Podam jeden tylko przyklad. W ostatnich wyborach parlamentarnych na Ukrainie polska mniejszosc nie wystawila na preferencyjnych warunkach swoich kandydatow. Skutek latwo odgadnac. Gdy dwa panstwa obciaza historia, a chca pokonac wzajemne uprzedzenia, to przede wszystkim daja taka szanse mlodym pokoleniom. Dlaczego nie popieramy wymiany wakacyjnej mlodziezy Polski, Rosji, Ukrainy? Nie ma w Polsce mody na Rosje Stan ten mozna uzasadnic, ale czy w dalszej perspektywie sytuacja taka bedzie racjonalna? Panstwa i narody uprzedzone do siebie, tak jak Zydzi i Niemcy, pokonaly bariery duzo wieksze, niz milczenie nad katynska mogila. My mozemy startowac z innego pulapu do przyszlej wspolpracy. Kilka milionow Polakow mowi po rosyjsku, wielu poznalo tamte panstwa. W oczach Zachodu uchodzimy za kraj znajacy Rosje. W koncu polozenie geograficzne, obok zagrozen, daje wiele przewag. Ostatnie Spotkania Wiosenne Rady Europy w Warszawie dowiodly, ze w obliczu przyjecia Rosji do tej organizacji politycy zachodni tak wlasnie patrza na Polske. Przedstawione rozumowanie zaklada utrwalenie demokratycznych przemian w Rosji, na Ukrainie i w innych panstwach tego regionu. Te tendencje trzeba madrze wspierac. Tylko w demokracji na Wschodzie jest szansa polozenia kresu nie konczacej sie repetycji z historii, w ktorej to Polska, rzucajac sie z objec jednego sasiada w ramiona innego, predzej czy pozniej zostaje sama. To wlasnie przez swiadoma refleksje ludzi, ktorzy sami niedawno odzyskali wolnosc, mozna zagwarantowac poszanowanie wlasnych praw. Rownoprawne stosunki musza oznaczac, ze dwa panstwa potrzebuja siebie nawzajem. Musza o tym zdecydowac Rosjanie, Ukraincy i wiele innych narodow, mozolnie dolaczajacych do grona panstw niezaleznych. Aby tak sie stalo, |musimy pokazac im nowa Polske|, przekonac do niej, pokazac wspolne interesy. Takiemu procesowi na pewno nie sluzyl styl uprawiania polityki w ostatnich latach, polegajacy na aroganckim pouczaniu naszych sasiadow, jak nalezy "robic demokracje i reformy". Nie ma dla Polski wiekszego niebezpieczenstwa jak dogadanie sie Rosji z kimkolwiek ponad naszymi glowami. Dobre kontakty z Rosja, Ukraina, Bialorusia potrzebne sa, aby uniknac sytuacji, jakich politycy postzimnowojenni nie znali. Dzisiaj bardziej realnym zagrozeniem dla naszego kraju okazuja sie: miedzynarodowa przestepczosc, skazenia ekologiczne i nie kontrolowana migracja. Czy jakikolwiek rzad, bez dobrych bilateralnych kontaktow, potrafi rozwiazac czesc wskazanych problemow samodzielnie? Chyba, ze w mocarstwowym stylu powiemy sobie i swiatu: to tez ich interes, sami do nas przyjda. Otoz nie przyjda, gdyz w skali tamtych panstw to, co nam grozi smiertelnie, jest zaledwie marginesem. Przypomne, ze szef FBI mial odwage pojechac do Moskwy i pokazac, jak miedzynarodowa mafia grozi wielkiej i bogatej Ameryce. Swiadomie rozpoczalem rozwazanie, czy umiemy korzystac z suwerennosci od watku wschodniego. Tu widac najwyrazniej, jak stereotyp myslenia, uprzedzenia ludzi uprawiajacych polityke, nawet uzasadnione, tworza fakty nie zawsze korzystne dla panstwa. Mozna by, w innej skali, poszukac przykladow w polskiej polityce wobec Zachodu. Potrzebowalismy lat, aby dojsc do wniosku, ze |to Polska musi sie integrowac|, a panstwa europejskie moga co najwyzej na to przystac. Trzeba bylo przykrych upokorzen, aby do elit, tworzacych polityke ostatnich lat, dotarla prosta prawda, ze okres odcinania kuponow od zwyciestwa nad komunizmem zostal zakonczony. Szanse na suwerennosc, jaka daje np. Uklad Stowarzyszeniowy z UE, latwo utracic poprzez zaniedbanie modernizacji wlasnej gospodarki. Obawiam sie, ze w tej dziedzinie czeka nas wiele rozczarowan. Zjednoczenie z Europa winno przestac byc magicznym zakleciem, a stac sie bezwzglednie realizowanym programem dzialan prawnych i gospodarczych. Polacy szybko zrozumieli, ze pozbywajac sie wojsk radzieckich, nasza suwerennosc poddawana bedzie nowym zagrozeniom. Wsrod nich zaleznosc gospodarcza od zachodniej pomocy finansowej wymieniana bywa jako najbardziej dotkliwa. Trudno akceptowalny okazal sie fakt, ze we wspolczesnym swiecie tak naprawde suwerennych panstw nie ma. Rzecz w tym, aby pojawiajace sie zaleznosci dawaly rozwoj gospodarczy odczuwany przez spoleczenstwo. Wobec zasadniczych celow polityki zagranicznej rzadu Waldemara Pawlaka istnieje rzadko spotykany konsensus. Dalo temu wyraz niedawne glosowanie sejmowe. To sytuacja, gdy w interesie panstwa "ponad podzialami", trzeba najwazniejsze sprawy mozolnie posuwac do przodu. Czy wiec potrafimy korzystac z uzyskanej suwerennosci? Uczymy sie. __________________________________________________________________________ Stanislaw Dubiski INTELEKTUALNY RABUNEK ===================== (Nawiazanie do recenzji z przedstawienia oper Mozarta w Warszawskiej Operze Kameralnej, <> nr 109) Czytajac w dziennikach torontonskich recenzje z przedstawien operowych, mozna miec wrazenie, ze kazda nowa premiera Toronto Opera Company, to jeszcze jeden sukces artystyczny. Krytycy, ktorych jak wiadomo pierwszym i najwazniejszym obowiazkiem jest krytyka, juz od kilku lat sa chorem cmokierow, wpadajacych w zachwyt nad kazda "wybitnie oryginalna" inscenizacja. Jednakze publicznosc, wykazujac duza niezaleznosc, nie pozwala, aby jej prano mozgi i pod kolorowa etykietka necacej reklamy wpychano nadpsuty towar. Zaprotestowala ona biernie, ale skutecznie - odchodzac od kasy. W rezultacie Canadian Opera Company stracila nie tylko wiele milionow dolarow, lecz rowniez i dyrektora, pana Briana Dickie, ktory widzac, co sie swieci, szybko ze swego stanowiska zrezygnowal. No, a kto ma w tym wszystkim racje? Krytycy, czy publicznosc? Czym jest opera jako dzielo sceniczne i jak powinna byc odtwarzana, aby widzowi-sluchaczowi przekazac to, co jej tworcy, kompozytor i librecista w swoje dzielo wlozyli? Kompozytor i librecista kazdej opery, nawet tej najbardziej statycznej, zawsze staraja sie zestroic muzyke z akcja i ze slowami tak, aby powstalo jedyne w swoim rodzaju dzielo, ktore dziala jednoczesnie na wzrok, sluch i wyobraznie widza. Nie zawsze i nie kazdej parze kompozytorsko-pisarskiej ta trudna sztuka sie udawala. Tysiace oper poszly w zapomnienie, z tego wiekszosc zupelnie slusznie. Fakt, ze jakas opera wytrzymala probe czasu i do dzis dnia utrzymuje sie w repertuarze, niewatpliwie swiadczy o tym, ze reprezentuje ona jakas wartosc artystyczna. Obowiazkiem odtworcow jest te wartosc artystyczna przekazac wspolczesnemu widzowi. Ale nawet wybitnego dziela operowego nie odbiera sie latwo. Bardzo czesto widz, nie rozumiejac slow, nie moze nalezycie sledzic akcji scenicznej i w konsekwencji traci rowniez wiele ze strony muzycznej przedstawienia. Tutaj, na zloty medal zasluguje pogardzany przez krytykow byly dyrektor COC, Lotfi Mansouri, ktory wynalazl slynne "surtitles". Dzieki nim mozemy sledzic kazdy szczegol akcji, mimo ze opera jest spiewana w nieznanym dla nas jezyku. Nota bene zrozumienie slow recytowanych, a tym bardziej spiewanych jest w wiekszosci przypadkow bardzo trudne i "surtitles" przydalyby sie w kazdej operze, niezaleznie od tego w jakim jezyku jest spiewana. Ostatnio (a wlasciwie to moze i od dawna) pojawiaja sie rezyserzy teatralni, ktorzy pragnac wykazac sie "wizja" artystyczna, udziwniaja rezyserowane przez siebie sztuki, dodajac do nich rozne epizody, nie tylko nie przewidziane przez autora scenariusza, ale czasem nie majace nic wspolnego z akcja sztuki. Podobno w jednym z teatrow berlinskich corka Krola Leara podnosi wartosc artystyczna sztuki, oddajac na scenie (glosno) mocz do wiadra. Nie znam sie na teatrze, <> w Berlinie nie ogladalem i nie wiem, czy dzielo Szekspira na tym epizodzie zyskalo czy stracilo. Jezeli chodzi o opere, to ten gatunek sceniczny jest wystarczajaco trudny do odbioru, aby go takimi gierkami jeszcze bardziej nie utrudniac. W operze caly wysilek rezysera powinien isc w kierunku lepszej ilustracji dramatycznej, lepszego wytlumaczenia dziela widzowi, a nie jak najbardziej skutecznego zbicia widza z pantalyku. Brian Dickie widocznie nie zdawal sobie z tego sprawy i postanowil powierzyc stworzenie nowych inscenizacji w COC rezyserom teatralnym, prawdopodobnie oczekujac, ze wprowadzi to troche "swiezej krwi" do produkcji oper, ktore to pole widocznie uwazal za zacofane i konserwatywne. Rezyserzy zywo zabrali sie do "porzadkow" i "usprawniania", doslownie przenoszac swoje doswiadczenia teatralne (lub tez ich brak) do opery. O naiwnosci i niefachowosci tych ludzi swiadczy najlepiej to, ze aby dostrzec ich bledy nie trzeba byc jakims wysokiej rangi specjalista - potkniecia te moze z latwoscia zauwazyc przecietny widz operowy. Za przyklad niech posluzy scena uprowadzenia Gildy w <> Verdiego. Jest to prawdziwy majstersztyk dramatyczno-muzyczny: porywacze przekonuja Rigoletta, ze zamierzaja uprowadzic zone hrabiego Ceprano, ktorego palac znajduje sie naprzeciwko domu Rigoletta. Pod pozorem zalozenia maski, zakladaja trefnisiowi opaske na oczy i kaza trzymac drabine. Po tej drabinie, zamiast do palacu Ceprano, przedostaja sie na balkon domu Rigoletta porywajac stamtad jego corke Gilde. W inscenizacji COC rezyser kaze spiskowcom przystawic drabine do slepej sciany, do nikad, a wiec wlasciwie uniemozliwia porwanie, czyli pozbawia sensu cala dalsza akcje. Jako staly bywalec COC przyklady takie moglbym mnozyc tuzinami. Niektore z nich szkodza akcji i utrudniaja odbior opery, inne sa tylko swiadectwem glupoty rezysera, kostiumologa lub projektanta oswietlenia, ktorzy zamiast robic to, co do nich nalezy, sila sie na pomysly "artystyczne". W <> - na przyklad - Papageno przynosi na scene zywa kure, zdejmuje but i ze skarpetki wysypuje na stol cos, co kura z apetytem zaczyna dziobac. Mimo wykazania takiej "inwencji tworczej" rezyser, Martha Clark, nie zna widocznie podstawowego rezyserskiego ABC, bo nie potrafi zapanowac nad akcja i osobami na scenie. W rezultacie na scenie wywiazuje sie chaos i wlasciwie trudno sie zorientowac o co chodzi i co sie dzieje. Krolowa Nocy, po odspiewaniu swojej pierwszej arii, walesa sie po scenie, wtykajac ksieciu Tamino czarodziejski flet, choc z libretta wyraznie wynika, ze powinna zniknac w chmurach wsrod grzmotow i blyskawic, a flet maja wreczyc ksieciu Trzy Damy. Ponury osobnik, wygladajacy jakby cierpial na katatonie, a ktory na samym poczatku straszyl Tamina wezem, snuje sie potem przez caly czas przedstawienia i zupelnie niepotrzebnie probuje wtracac sie do akcji. Banda poszturchujacych i zachowujacych sie po chuligansku ulicznikow, to w mozartowskim oryginale trojka Geniuszy, ktora z wdziekiem i godnoscia ma pomagac bohaterom w ich tarapatach... A kostiumy? Kazdy kolejny projektant kostiumow dla COC mial chyba puszke, z ktorej na slepo wyciagal kartki z obrazkami wycietymi z jakiejs ilustrowanej encyklopedii. Dla Makbeta "wylosowal" stroj samuraja, dla Krolowej Nocy - pruska pikelhaube. Maddalena (w <>) ubrana zostala w stroj baletnicy, Papagene "zrobiono" na nieletnia prostytutke z Sajgonu, a Don Giovanni dostal stroj herszta gangu motocyklowego. Konia z rzedem temu, kto mi wytlumaczy po co, dlaczego i jaki w tym wszystkim sens! Rownie "modne" jest przenoszenie akcji opery w inna epoke. Peter Sellars w swojej telewizyjnej produkcji przeniosl <> do czarnego getta w Nowym Jorku, a jego <> dzieje sie w luksusowym nowojorskim apartamencie. Rowniez w Nowym Jorku, w srodowisku wloskich mafiosos, umiescila Saddlers Wells Opera akcje swojego <>. COC nie pozostaje w tyle: zeszloroczny Florestan (w <>) byl wieziony w lochach rumunskiej czy tez poludniowoamerykanskiej bezpieki. Jezeli chodzi o ostatni wyczyn COC - <>, to choc nie bylo to na pewno intencja rezysera, ja osobiscie bylem pod wrazeniem, ze akcja toczy sie nie gdzie indziej, jak tylko w ponurym wnetrzu szpitala psychiatrycznego. Jak mozna robic takie rzeczy? Przeciez <>, <>, <> i wszystkie inne opery sa wlasnoscia intelektualna ich tworcow, a nie "poprawiaczy" w rodzaju Sellarsa czy Marthy Clark. Kazdy, kto bierze sie za przerobki muzyczne, tekstowe, czy scenograficzne, powinien odpowiadac przed sadem za kradziez intelektualna, a nie byc przedmiotem cmokierskich zachwytow! Jezeli komus ubzdurala sie opera o murzynskim getcie w Nowym Jorku - prosze bardzo - kazdemu wolno pisac i komponowac, ale wara od przerobek! Jezeli ktos nie potrafi napisac opery od poczatku do konca, to niech nie pcha sie na afisz, kradnac muzyke i pomysly innych! ------------------- Trzy centy red. dyz. Sam moglbym dodac dziesiatki przykladow uzupelniajacych. Na pytanie "po co" odpowiedz jest latwa, jak sadze. Zrobienie tradycyjnej inscenizacji, ktora nie bylaby wtorna, jest coraz trudniejsze, zwazywszy rosnaca z roku na rok ilosc premier operowych oraz popularyzacje tego gatunku sztuki przez video i TV. Wielu rezyserow oraz scenografow wierzy, ze jedyna dla nich szansa jest eksperyment na substancji dramatycznej, czyli na libretcie (na szczescie na substancji muzycznej sie raczej nie eksperymentuje, wrecz odwrotnie, traktowana jest czasem z przesadna atencja). Tym niemniej nie potepialbym eksperymentow w czambul. Konserwatyzm w inscenizjacji moze byc rownie nieznosny jak eksperymenty-potworki, o ktorych wyzej. Wystarczy obejrzec ktorekolwiek przedstawienie <> z Moskwy, ktory do niedawna przynajmniej nie potrafil wyjrzec z XIX wieku. Inscenizacje tradycyjne potrafia byc rownie niemadre, nielogiczne itp. co "nowatorskie". Do dzis wspominam pewna inscenizacje <> ze znanego teatru operowego, w ktorym Figaro spiewajac <>, prawdopodobnie najbardziej znana arie opery, wskazujac na Cherubina komentuje tegoz "bel cappello", czyli piekny kapelusz. Klopot tylko taki, ze scenograf zapomnial wsadzic Cherubinowi na glowe jakiekolwiek przykrycie, a rezyser tej drobnostki w ogole nie zauwazyl. Z kolei istnieja przedstawienia typu eksperymentalnego, ktore zmuszaja do myslenia i nie moga byc uwazane za automatycznie nieudane. Przypomina mi sie slynny <> Wagnera z Bayreuth 1976 lub 1977, rezyserowany przez Patrice Chereau (ogladalem na video, na festiwal w Bayreuth nie dane mi bylo trafic). Zloto Renu w tym cyklu symbolizowane bylo przez "biale zloto", czyli energie elektryczna zawarta w rzece i pokazana jako majaczaca na tle sceny wielka zapore wodna. Cory Renu z kolei ukazane jako prostytutki, odwodzace kazdego klienta jak najdalej od elektrowni. Itp. itd. Dete? Moze, ale przy tym nieslychanie logiczne i konsekwentne do samego konca. Zadnego "loose end". Po tym przedstawieniu patrzec nie moglem na tradycyjno-germanskie inscenizacje <>, ktore skompromitowaly sie bez reszty (Walkirie cwalujace na koniach lub udajace, ze to robia itd.). J.K_ek ________________________________________________________________________ Ma nie byc moralu, nie bedzie i trzech groszy, tylko (bez konsultacji z Autorem) moja dedykacja dla moich Przyjaciol z grupy dyskusyjnej "kominek" uwazajacych z duza doza slusznosci, ze Polske gubi centralizacja i ze najsensowniejsza polityka byloby oddanie sterowanie wszystkiego w dol, w rece gmin... J.K_uk Michal Babilas HISTORYJKA BEZ MORALU ===================== Dzisiaj opowiem Wam historyjke bez moralu i w gruncie rzeczy nieciekawa. Tuz za Poznaniem w kierunku na Berlin znajduje sie miejscowosc TP. TP jest jedna z bogatszych gmin, jezeli nie w calej Polsce, to przynajmniej w Poznanskiem. Jednym z obywateli TP jest lokalny biznesman, nazwijmy go (zeby bylo z wielkopolska) Korbolek. Z gmina TP sasiaduje gmina R, nieco juz biedniejsza, bo bez takich asow kapitalu jak przykladowo p. Korbolek. Wies N jest jedna z wsi wchodzacych w sklad gminy R. Mieszka tam p. Emilka, dzieki ktorej mam mozliwosc opowiedzenia Panstwu calej tej historii. P. Emilka uzywana jest w moim miejscu pracy do prostych czynnosci biurowych, i - dalibog - obecnie jest to jedyne wlasciwe jej zastosowanie. Kiedys jednakoz musialo byc inaczej, pamiatka tych czasow jest teraz pachole wabiace sie Waldek. Waldek chodzi do przedszkola we wsi N. I tu, po przydlugim wstepie, opisie bohaterow i miejsca akcji, przechodzimy do rzeczy sedna. Rok temu gmina R, borykajac sie z finansami, obciela dotacje na przedszkole we wsi N. Poszlo o jakies drobne 100 mln zl rocznie, tj. etat palacza. W tym momencie do akcji wkroczyl rekin finansjery z sasiedniej gminy, czyli p. Korbolek, ktory wyjal z tylnej kieszeni brakujaca gotowke. I wszyscy bardzo sie cieszyli. Minal rok. Korbolek w miedzyczasie doszedl do wniosku, ze nie bedzie wiecej oplacal palacza w przedszkolu we wsi N, a jezeli ma wlaczac sie w sponsorowanie szkol i przedszkoli, to woli robic to w swojej wlasnej gminie, czyli TP. Jego pieniadze, jego prawo. Gmina R tego roku finansowo stoi dobrze, ale radni, konstruujac budzet, zupelnie celowo obcieli forse na przedszkole we wsi N. "Niech Korbolek buli" - mowia - "mogl przedtem, to moze i teraz, dla niego to tyle co splunac przeciez". I teraz - na przykladzie p. Emilki - popatrzmy jak reaguja osoby bezposrednio zainteresowane, czyli rodzice dzieci ze wsi N (a jednoczesnie elektorat rajcow gminnych, oraz platnicy podatkow bedacych <> budzetu tejze gminy). A wiec: okoliczni wloscianie nie zrobili i nie zrobia nic, aby sklonic radnych do przydzielenia srodkow na przedszkole. Co wiecej, sa bardzo zadowoleni, ze radni wykazali tak zdecydowana postawe, kategorycznie domagajac sie Korbolkowych pieniedzy. Winnym calej sytuacji jest - zdaniem p. Emilki - Korbolek. Rownoczesnie mieszkancy N nie udadza sie z osobista suplikacja do p. Korbolka, bo (cytuje) "my mamy swoja godnosc i sie tego [epitet] nie bedziemy prosic, niedoczekanie jego". Przedszkole we wsi N zostalo wiec zamkniete. I w ten sposob udalo mi sie doprowadzic opowiesc do konca. Jest to historia nudna, ale swego czasu bardzo pomogla mi zrozumiec dlaczego PSL/SLD wygraly ostatnie wybory. I dlatego ja Panstwu opowiedzialem. ________________________________________________________________________ Redakcja "Spojrzen": spojrz@k-vector.chem.washington.edu Adresy redaktorow: karczma@univ-caen.fr (Jurek Karczmarczuk) krzystek@u.washington.edu (Jurek Krzystek) Wspolpracuja: bielewcz@uwpg02.uwinnipeg.ca (Mirek Bielewicz) zbigniew@engin.umich.edu (Zbigniew J. Pasek) Copyright (C) by Jurek Krzystek (1994). Copyright dotyczy wylacznie tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu. Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji. Numery archiwalne dostepne przez anonymous FTP, adres: k-vector.chem.washington.edu, (128.95.172.153). Tamze wersja PostScriptowa "Spojrzen". ____________________________koniec numeru 110___________________________